Mobruk zajmuje się recyklingiem i składowaniem odpadów przemysłowych. Z założenia działalność wielce chwalebna, bowiem odpady należy unieszkodliwiać. Jednakże od samego początku mamy do czynienia z dwoma całkowicie rozbieżnymi poglądami na temat działalności firmy.
Mieszkańcy takich ulic jak: Górnicza, Kaszubska, Okrężna czy Małopolska, sąsiadujących ze składowiskiem, najzwyczajniej obawiają się o swoje zdrowie i uważają działalność firmy za szkodliwą. Sama firma oraz urzędnicy uważają, że wszystko jest w porządku. Informacje i protesty ludzie słali do różnych władz oraz mediów od samego początku, inspirowani wybuchami pojemników z nieokreśloną zawartością, pożarami, wyciekami kolorowej "wody". Protesty ucichły. Widocznie były zbyt mało dramatyczne.
W 2005 roku składowanie uzupełniono przerabianiem odpadów niebezpiecznych. Do wcześniejszych niedogodności doszedł jeszcze nieznośny zapach. Na składowisko przyjeżdżało też coraz więcej ciężarówek rozwalających nieprzystosowaną, brukowaną drogę i wprawiając w drżenie szyby w oknach. Pojawiły się kolejne skargi i protesty. Straż pożarna potwierdziła liczne pożary, straż miejska zgłosiła do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska wycieki nieokreślonej cieczy do gleby i do Pełcznicy. Wycieki ustały. Ciekawe tylko, czy winowajca poniósł jakieś konsekwencje zanieczyszczenia?
Wtedy też firma podjęła starania o tzw. pozwolenie zintegrowane, które jest swoistą licencją na prowadzenie działalności przemysłowej, uzyskiwaną dla instalacji przemysłowych i zastępującą dotychczasową, sporą liczbę różnych pozwoleń cząstkowych. Wniosek o wydanie pozwolenia zintegrowanego powinien podkreślać całościowe podejście zakładu do ochrony środowiska realizowane m.in. poprzez zastosowanie najlepszych dostępnych technik (ang. best available techniques - BAT) tj. najbardziej efektywnych technik w osiąganiu wysokiego ogólnego poziomu ochrony środowiska jako całości. Przytaczam to zawiłe wyjaśnienie dla pewnej refleksji. Bo skoro mamy wycieki, nieznośny smród, pożary, a nawet wybuchy, to coś tu chyba nie gra w kwestii "podejścia zakładu do ochrony środowiska". Pozwolenie zostało wydane.
W 2007 roku doszło do dziwnych wycieków na Sobięcinie. Przez jakiś czas było dużo szumu, aż wydano uspokajające oświadczenie. W 2008 roku był jeszcze kilkudniowy pożar i wszystko na jakiś czas znowu ucichło. Aż do jesieni ubiegłego roku, gdy po raz kolejny wzrosło zainteresowanie problemem. Byli nawet dziennikarze emitowanego w TVP "Celownika". Wtedy też dowiedzieliśmy się, że nie można jednoznacznie stwierdzić, że to co śmierdzi, to zabija lub jest szkodliwe. W zasadzie to prawda, która jednak nie satysfakcjonuje najbliższych sąsiadów firmy.
Na szczęście jesienne zainteresowanie nie wygasło. Trwało w styczniu, w lutym. Ciąg dalszy na pewno nastąpi.