Mimo iż o giełdzie powiedziano już sporo, frekwencja wciąż nie dopisuje, a na otwartym placu gwiazdami wciąż pozostają sprzedawcy i ich niecodzienne eksponaty. - Miasto i informacja turystyczna za mało promują wałbrzyską giełdę i tak to wygląda – żali się Wiesław Żywiecki, jeden ze sprzedawców. – Podobne giełdy organizowane są także w innych miastach, ale tam jest zupełnie inaczej – wchodzi mu w słowo Benin Pisula, mieszkaniec Świebodzic, pasjonat historii.
- Nie przywożę tu wszystkich swoich eksponatów, nie warto – dodaje inny. – W Świdnicy np. zainteresowanie jest dużo większe. Zdarzają się ludzie, którzy przyjdą, żeby coś kupić i wtedy biorą. Na ogół jednak wolą oglądać – wyjaśnia pan Żywiecki. – A wie Pani, człowiekowi zawsze potrzebna jest jakaś rozrywka. Czasem córce się coś znudzi, jakieś korale czy kolczyki i mówi, idź tato, sprzedaj – śmieje się mężczyzna. - Trzeba mieć różne zainteresowania i realizować swoje pasje bez względu na wiek – dodaje.
Jak się okazuje, większość wystawianych dziś na sprzedaż rzeczy pochodzi z prywatnych mieszkań
- Nie wie Pani nawet jak dużo czasami rzeczy ludzie mają w domach – kiwa głową jeden ze sprzedawców. – Medale, monety, zabytkowe stare naczynia, klamki itp. Taką kolekcję jak ta tutaj, można nazbierać bardzo szybko – mówi.
- Pierwsze książki wyciągnąłem „ze śmieci”. Później, gdy ludzie zobaczyli, że tym handluje, sami zaczęli przynosić, żeby się tylko pozbyć ich z domu – opowiada Stanisław Głańczak, handlujący książkami, szczególnie albumami malarskimi.
- My nie tylko sprzedajemy, ale także czasem kupujemy – uśmiecha się pan Żywiecki, pokazując trzymaną w ręce malutką figurkę hiszpanki. – Bo piękno kryje się w każdym przedmiocie, tylko niestety, ludzie stali się za mało wrażliwi i często mijają je nie zdając sobie z niego sprawy.