Podobnie jak przed dwoma laty Justyna Kowalczyk zakończyła rywalizację w sprincie techniką dowolną na ćwierćfinale. Poniżej prezentujemy, to co nasz królowa nart miała do powiedzenia po zakończeniu dzisiejszych zmagań.
- Na starcie powiedziałam do Sylwii Jaśkowiec: „ja się zaraz popłaczę...” To bardzo wzruszające, że przeszliśmy w naszym kraju drogę znikąd do Pucharu Świata i do tylu ludzi, którzy za nami przyjeżdżają na zawody. Oczywiście, gdy dwa lata temu startowałam w pierwszych zawodach Pucharu Świata w Polsce, wzruszenie było jeszcze większe i łzy leciały spod okularów, ale dziś było to również wielkie przeżycie.
Niedzielna trasa będzie ciężka. Zrobiłam na niej sprawdzian stylem klasycznym. Jest na niej Polana Jakuszycka, trudny podbieg, kilka zakrętów i znowu Polana. Śnieg jest w porządku. Oczywiście, nie możemy mówić o perfekcyjnej trasie przy takich warunkach, jakie tu były ostatnio. Ale z drugiej strony tym wszystkim ludziom, którzy od tygodnia pracowali heroicznie na trasie dzień i noc, by ją przygotować, należy się wielkie dziękuję! I to nie tylko ode mnie, ale od wszystkich startujących dziewczyn. Nikt tu nie przyjechał na wczasy, wszyscy chcą startować i się sprawdzać. Fajnie, że nam to umożliwiono.
To był mój najlepszy sprint stylem dowolnym w tym sezonie. Nawet warunki na trasie były podobne. Była to powtórka startu sprzed dwóch lat w Szklarskiej Porębie, gdy też odpadłam w ćwierćfinale. Styl dowolny nie tyle odszedł od moich priorytetów, bo nigdy do nich nie należał, co przestał być dyscypliną, którą trenujemy.
Do Igrzysk w Soczi będę się przygotowywać w górach. Nie w Polsce, bo nie ma tu ośrodka na odpowiednio dużej wysokości. Przed Soczi, poza jutrzejszym klasykiem, czeka mnie jeszcze start w Toblach - wyznaje po dzisiejszej rywalizacji na Polanie Jakuszyckiej Justyna Kowalczyk.