Niedziela, 1 grudnia
Imieniny: Edmunda, Natalii
Czytających: 3405
Zalogowanych: 0
Niezalogowany
Rejestracja | Zaloguj

REGION, Lądek Zdrój: Życie z Zawadą

Środa, 23 września 2009, 1:18
Aktualizacja: Środa, 23 września 2009, 17:15
Autor: MoBi
REGION, Lądek Zdrój: Życie z Zawadą
Fot. mobi
Anna Milewska była gościem XIV Przeglądu Filmów Górskich im. Andrzeja Zawady w Lądku Zdroju. Aktorka, a prywatnie żona zmarłego 9 lat temu Andrzeja Zawady, opowiadała licznie zgromadzonym słuchaczom zarówno o wprawach męża, jak i o swoim życiu aktorskim. Przede wszystkim jednak o nietypowym związku dwóch indywidualności: himalaisty i aktorki. Anna Milewska promowała książkę ,,Życie z Zawadą”.

- Ta książka to cegłówka. Pracowałam nad nią cztery lata – mówiła. - Ma 650 stron, waży kilo dwadzieścia. Ważyłam! – zapewniała ze śmiechem. Jak wspomina, miała problemy z wydaniem tak obszernej publikacji.

- Pierwszemu wydawcy, gdy dałam próbkę, powiedział: ,,Świetnie”, a potem dałam mu 300 stron. Wówczas powiedział - ,,Dobrze. Tylko pani Anno, na miłość boską, to trzeba skrócić. Bo pani nie kupią. Normalna książka w sztywnej okładce musi kosztować 70 zł”. Zaczęłam więc skracać, z trzystu stron skróciłam... trzy. I powiedziałam, nie będę skracać, trudno! To jest dzieło mojego życia. Zmieniałam wydawcę. Ten drugi powiedział, że co to za różnica - czy 500, czy 600 stron? ,,Niech pani nie skraca” i tak wyszła super cegła, ale za to lekka w czytaniu – zapewniała z uśmiechem autorka, która od początku oczarowała słuchaczy ciepłem, poczuciem humoru i niesamowitą energią.

Publikacja powstała na podstawie dokumentów, prywatnych zapisków Zawady, ale przede wszystkim wspomnień aktorki, która – jak mówi – napisała książkę ,,w zastępstwie”. – Andrzej chciał ją napisać, ale nie zdążył. Głównie koncentrowałam się na wyprawach Andrzeja, ale są tam też nasze codzienne i niecodzienne sprawy. Było o czym pisać. Bo to nie było życie łatwe, ale było wspaniałe, pełne namiętności i pasji. Nasze życiorysy w książce się splatają, ponieważ to jest opowieść o naszym małżeństwie i takie założyłam ramy – od momentu spotkania, do śmierci mojego męża – wyjaśniała. - Nasze spotkanie było dosyć znamienne, jak uderzenie pioruna. Czasami tak się zdarza. I to mi się zdarzyło. Poznaliśmy się 17 września 1953 roku, a ślub wzięliśmy dokładnie 10 lat później – 28 września 1963 roku. To było coś niesamowitego – uczucie przetrwało 47 lat, to dosyć sporo. I trwałoby dalej, tylko tak się złożyło, że Andrzej mnie opuścił przedwcześnie.

Autorka odczytała wybrane fragmenty publikacji – nt. pierwszego spotkania swojego męża, trudności, z jakimi borykali się, będąc w narzeczeństwie, w końcu zapoznała uczestników spotkania ze spisanymi relacjami męża o wyprawie z 1980 roku, kiedy to polska ekipa po raz pierwszy zdobyła Mount Everest zimą.

Uczestnicy spotkania dzielili się swoimi opiniami o książce już w trakcie spotkania. - Tak się złożyło, że przyjechał do mnie, do Gdańska słynny żeglarz Andrzej Urbańczyk, który napisał 50 książek, opłynął świat dookoła wiele razy, północny Pacyfik przepłynął na tratwie. Jak zobaczył książkę, jak wziął do ręki - już go nie było, przepadł. Czytał dwie noce i jeden dzień. Był zachwycony – opowiadał Michał Pochańczyk, jeden z uczestników spotkania.

Przyszedł czas na pytania, najpierw o receptę na udany związek:
- Tolerancja, która polega na zrozumieniu tej drugiej strony i to nie tylko jej błędów, wad, ale również i pasji. Jeżeli bym nie akceptowała tej jego fascynacji górami i tej ustawicznej organizacji w domu, która służyła nie właśnie tym codziennym sprawom, ale jego wyprawom, to byśmy nie przetrwali. Ale jednocześnie takie ,,nienudzenie” codzienne, ,,niemarudzenie”. On był bałaganiarz, za szybko żył, tam coś gubił, czegoś nie dopatrzył, zapomniał, więc ja sobie powtarzałam, no trudno, no taki jest, takiego go kocham – opowiadała.

Pytana o dalsze palny, Anna Milewska mówiła: - Chcę wydać jeszcze jedną publikację – zebrane artykuły, zapiski i dokumenty Andrzeja. W ogóle mam dużo pomysłów. Ale nie mam czasu. Na nic nie mam czasu! Jak ten czas leci… Jak przychodzi Nowy Rok, to wszyscy się cieszą, a ja mówię, hamuj, hamuj, hamuj! Śmierć już coraz bliżej, co tu ukrywać. Ale śmierci się nie boję. Boję się, że nie zdążę zrobić tego, co chcę, a wciąż ma nowe pomysły! – zapewniała z uśmiechem.

Czytaj również

Copyright © 2002-2024 Highlander's Group