Wtorek, 12 listopada
Imieniny: Renaty, Witolda
Czytających: 5045
Zalogowanych: 2
Niezalogowany
Rejestracja | Zaloguj

Wałbrzych: Zawsze był tylko teatr i scena

Wtorek, 21 grudnia 2010, 8:11
Aktualizacja: Środa, 22 grudnia 2010, 7:41
Autor: Dominika Krawczyk
Wałbrzych: Zawsze był tylko teatr i scena
Paweł Pawlik
Fot. red
Absolwent wydziału lalkarskiego Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej we Wrocławiu, Paweł Pawlik, jak sam mówi, chciałby grać takie role, by móc ciągle się rozwijać. Do niedawna, grywał głównie dzieci, ostatnio jednak pokazał wałbrzyskim widzom swoje zupełnie nowe oblicze. Odważnymi rolami Grabca i Kirkora w Balladynie zrywa z wizerunkiem niesfornego chłopca, a nam zdradza, co by robił, gdyby nie grał w Teatrze.

- Jakim jest Pan aktorem?

Paweł Pawlik: Nie wiem, jak to powiedzieć. Myślę, że sumiennym i zaangażowanym, zawsze staram się być zaangażowany w 100 procentach w to, co robię, dlatego często w międzyczasie nie robię nic ponadto czym się zajmuję.

- Dlaczego zaczął się Pan interesować lalkami?

Paweł Pawlik: Właściwie to przypadkowo. Nigdy o tym nie myślałem, choć mieszkałem w Krakowie i w niedalekiej okolicy jest Teatr Groteska, to rzadko miałem tam okazję bywać jako dziecko. Szkoła też nie była tym specjalnie zainteresowana. Będąc w liceum zapomniałem, że istnieje taki Teatr. Wybór lalkarstwa to był zupełny przypadek, ale nie znaczy to, że chciałem skończyć ten kierunek, żeby tak go po prostu skończyć i robić coś innego, tylko myślę, że ludzie, którzy go skończyli, tak jakoś zakochali się w lalkach i w teatrze formy. Tak naprawdę robiliśmy to samo, co na wydziale dramatycznym, plus animację lalkami. Lalki pomagają się odnaleźć nie tylko w teatrze lalkowym, ale także w teatrze dramatycznym czy teatrze formy. Też uczymy się interpretacji wiersza, prozy, tańca i tak dalej, plus lalki, które nam pomagają i pozwalają znaleźć się w każdej sytuacji.

- Woli Pan grać lalkami czy w planie żywym?

Paweł Pawlik: I to i to jest interesujące. Lalka jest takim kimś, nasze starania do tego zmierzają, by był to ktoś. Chciałbym zagrać i zobaczyć, jak to jest w takim teatrze stricte tylko lalkowym, bo ja sam nie miałem jeszcze okazji zagrać w takim spektaklu. Jak już skończyłem szkołę i grałem w Rzeszowie, to już była moda, że albo się łączy te dwa plany, albo lalki są jako symbole, albo jest tylko kostium. Lalka daje niesamowite możliwości, trudno jest mi rozgraniczyć, czy wolę to czy to. Plan żywy też jest dużym wyzwaniem, trzeba mieć tu jakieś doświadczenie. Ja skończyłem szkołę lalkarską, lecz nie zawsze w spektaklach pojawiają się lalki, czasami są tylko symbolem, a czasem gramy podwójne role i lalkami i w planie żywym.

- Czego by Pan nie zrobił dla roli?

Paweł Pawlik: Nie ma takiej rzeczy. Raczej wszystko bym zrobił. Mam mało wiary w siebie, to wynika chyba z tego, że myślę, że sobie nie poradzę, natomiast jeśli reżyser mi powie, że mi ufa i twierdzi, że sobie poradzę, wtedy ja zrobię wszystko, żeby tak właśnie było. Nie ma czegoś takiego o czym wiedziałbym z góry, że nie mógłbym tego zrobić, jeśli byłbym w stanie, to zrobiłbym wszystko.

- Wcielał się Pan w różne role w teatrze Maska z Rzeszowa, tutaj w teatrze lalek, a także w telewizji. Która z dotychczasowych kreacji była dla Pana największym wyzwaniem?

Paweł Pawlik: Właściwie to dwie, które ostatnio zagrałem w niedługim odstępie czasu. Balladyna, której premierę mieliśmy niedawno i tam gram Grabca i Kirkora - to było duże wyzwanie - wiersz, trudny temat i to, że przedstawienie skierowane było do widzów dorosłych. Druga sprawa, udało mi się niedawno zagrać gościnnie w Rzeszowie w Stowarzyszeniu Pełna Kultura, założonym m.in. przez aktorów Teatru Maska, gdzie pracowałem przez trzy lata, i tam zrobiliśmy Iwonę księżniczkę Burgunda. Zagrałem tam Księcia Filipa.

- Gdzie są granice spektaklu dla dzieci, co im można pokazać, a czego już się nie powinno?

Paweł Pawlik: Wszystko zależy od wieku tych dzieci. Myślę, że tak jak wszystko idzie do przodu, to teatr lalkowy również. Bardzo często spotykam się ze zdziwieniem moich znajomych, którzy przyjeżdżają czasami na premiery i są zdziwieni, bo wyobrażają sobie, że będą to tylko kukiełki za parawanem i to wszystko. A jednak tak nie jest. Niektórzy pamiętają teatr lalkowy sprzed dwudziestu kilku lat, gdzie rzeczywiście tak to wyglądało, natomiast trudno mi odpowiedzieć, gdyż nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Ostatnio odkryłem, że uwielbiam grać dla dzieci, czuć ten kontakt z nimi. Uświadomiłem sobie, grając w Balladynie dla dorosłych, że te reakcje są całkiem inne. Kiedy właściwie dla dzieci jest podobno trudniej, to ten kontakt jest inny, taki tu i teraz. Wiem, kiedy im się podoba, kiedy nie, co ich śmieszy, a co nie. Dorośli nie reagują tak spontanicznie jak dzieci, raczej kryją swoje odczucia. Wszystko powinno iść z duchem czasu tak, by dzieci się nie nudziły. Wiadomo, że są one ze wszystkich stron zasypywane grami i bajkami, myślę, że z jednej strony, gdyby im się pokazało taki tradycyjny teatr sprzed powiedzmy 20 lat, to nie wiem jaka byłaby ich reakcja. Z drugiej strony zastanawiałem się ostatnio nad tym i może by to było dla nich jednak interesujące, bo to zupełnie coś innego, czego dziś nie ma w telewizji. Wszystko to, co jest w literaturze dziecięcej jakoś zawarte, można pokazać w różny sposób. Każdy reżyser ma jakąś inną wizję, byleby nie było tego, co jest obecne w telewizji – przemocy, bo w teatrze nie ma na nią miejsca.

- Pochodzi Pan z dużego miasta, a jednak trafił do Teatru w Wałbrzychu. Czy jako młody aktor nie marzy Pan o ogólnopolskiej karierze?

Paweł Pawlik: Ha, ha, no jasne, że tak. Jeszcze w trakcie szkoły pracowałem w teatrze w Rzeszowie, bo robiłem tam dyplomy już na czwartym roku. Studiowałem we Wrocławiu i wtedy miałem takie myśli "o to taki mały teatr, takie małe miasto, może to nie bardzo", ale miałem wtedy 23 lata i stwierdziłem, że to dobrze, żeby trafić zaraz po szkole do teatru. Przynajmniej na jakiś czas, żeby zdobyć doświadczenie i zastanowić się nad tym, co się chce robić później. Ja trafiłem do Wałbrzycha i stwierdziłem, że to dobrze. Jestem taki trochę rozdarty wewnętrznie, bo z jednej strony chciałbym może pojechać do Warszawy i spróbować coś tam porobić jako wolny strzelec. Z drugiej strony tutaj też artystycznie jest całkiem nieźle, to znaczy, mam możliwość grania różnych ról, a podejrzewam, że w Warszawie na pewno bym nie miał możliwości zagrać ani w Iwonie ani Balladynie. Tu bym uszczknął troszeczkę reklamy, tam może jakiegoś serialu, by się udało, ale to są wszystko takie rzeczy bardzo na chwilę. To jest też kwestia stabilizacji, tutaj mam pracę, mam etat i pewność, że co miesiąc dostanę jakieś pieniądze i coś zagram. Repertuar też jest satysfakcjonujący dla mnie. Mam takie warunki, jakie mam. Ostatnio zdenerwowałem się nawet, że do końca życia będę grał tylko chłopców i dzieci. Okazało się jednak, że mogę grać nie tylko chłopców, tak jak w Balladynie. Jeśli więc zdarzyłaby się taka okazja kiedyś pojechania do Warszawy, czy do jakiegoś większego miasta, to bardzo chętnie, ostatnio jednak coraz rzadziej o tym myślę.

- Czy długo uczy się Pan roli?

Paweł Pawlik: To wszystko zależy od tego, ile tego tekstu jest. Generalnie są próby czytane, natomiast staram się tego tekstu uczyć już na scenie, dlatego, że nie jestem w stanie się nauczyć na pamięć w domu, bo nie umiem tego robić. Może to się udać z jakimś wierszem czy monologiem, jednak w sytuacji kiedy to są cały czas dialogi, czy rozmowy, wtedy jest to bardzo trudne i potrzebowałbym do tego cały czas partnera. Raczej uczę się tekstu w trakcie prób na scenie. Wydaje mi się, że wtedy lepiej wpada mi do głowy.

- Co by Pan chciał w życiu jeszcze zrobić. Czy zawsze będzie Pan grał?

Paweł Pawlik: Cały czas się zastanawiam nad tym, gdyby tak się stało, że nagle nie mogę pracować w teatrze albo nie ma pracy w teatrze, to co bym robił? I jestem przerażony. Dlatego, że tak naprawdę nigdy nad niczym innym się nie zastanawiałem, zawsze był tylko teatr i scena. Nigdy nie myślałem, co bym innego mógł robić w życiu, nawet nie mówiąc o przyjemności, ale w ogóle co bym umiał robić i okazuje się, że właściwie to nic. Także pozostaje mi tylko teatr, moja pasja, która sprawia mi przyjemność. Myślałem kiedyś nad tym, żeby studiować logopedię, to jest coś związanego ze słowem, z mówieniem, więc może mi się jeszcze uda. Na razie niestety nie ma czasu, ponieważ są to studia, które odbywają się w weekendy, a wtedy gram. Na razie nie ma takiej możliwości, ale to jest takie moje marzenie, więc może się jeszcze uda je spełnić, wtedy miałbym też jeszcze jeden zawód.

- Dziękuję za rozmowę.

Ogłoszenia

Czytaj również

Copyright © 2002-2024 Highlander's Group