- Ile ma Pan lat?
Seweryn Mrożkiewicz: Hm, w sierpniu skończyłem 40.
- Przepraszam za szczerość na początku rozmowy, ale...
Seweryn Mrożkiewicz: No dobra, z grubej rury proszę walić.
- W porządku. W takim razie – czy to jest normalne, że osoba, która ma 40 lat..
Seweryn Mrożkiewicz: ... bawi się lalkami?
- Dokładnie.
Seweryn Mrożkiewicz: Łaa, i co tu powiedzieć? Cieszę się, że pracuję w Teatrze Lalek i mogę bawić się lalkami, nawet w wieku 40 lat. Co prawda nie uważam się za jakiegoś starca, ale jest to swojego rodzaju terapia. Grając bajkowe role, typu Koziołek Matołek czy rycerz bez konia, czy śpiewający kogucik, pozbawiony jestem obciążeń psychicznych, mogę się wyluzować, pozytywnie wyluzować. Przekładając to na realia teatrów dramatycznych, często jest tak, że ludzie grają jakieś ciężko-psychologiczne role, które oparte są na jakieś wielkiej i trudnej psychologii, a później trochę cierpią z tego powodu, bo czasami szajba im odbija. A tutaj trudno jest zwariować grając śpiewającego kogucika, prawda? Chyba, że zwariować w trakcie śpiewania piosenki i zaśpiewać ją super-wariacko.
- A trzeba być dzieckiem, żeby grać dla dzieci?
Seweryn Mrożkiewicz: Hm, chyba tak. Tutaj niektórzy koledzy z Teatru mówią, że jestem taki stary, a taki głupi. Dlatego wydaje mi się, że trzeba być dzieckiem. Jeżeli ktoś ma tutaj nie wiadomo jakie oczekiwania wobec tej pracy, że on tu będzie kreował nie wiadomo jakie postaci, no to chyba nie ten adres, bo jednak gramy dla dzieci. Chociaż mamy w repertuarze „bajki” dla dorosłych, trzeba pamiętać. Generalnie wydaje mi się, że jeżeli ktoś został lalkarzem przez przypadek, bo nie przyjęli go do szkoły teatralnej na wydział aktorski i musi, podkreślam to słowo, pracować w teatrze lalek, no to ma problem. Powiedziałbym nawet, że ma wtedy duży problem, bo się po prostu nie odnajdzie w tym repertuarze. Trudno być zadowolonym wtedy z takich postaci, jakie tutaj gramy, jak np. Śpiewające drzewo, które gra koleżanka.
- Teatr Lalki i Aktora, jako instytucja, ma w ogóle sens? Małe dzieci interesują się teatrem, nie są np. bardziej zapatrzone w kino?
Seweryn Mrożkiewicz: Myślę, że nie. Bo gramy tutaj np. jeden z tytułów, który w tym samym czasie miał swoją premierę w kinie, tzn. Alicja w krainie czarów, i mamy komplety. Myślę, że dzieciom ta bajka się podoba i myślę też, że nie wszystkie dzieci są takie hop do przodu i chcą tylko filmy oglądać, ale jest też garstka dzieci, które idą do teatru po to, żeby skonfrontować swoje wyobrażenie na temat danej bajki i tego, jak zostało zrobione to w teatrze. Większość dzieci zna bajki, które pokazujemy tutaj. To nie są pozycje, które wygrzebane są z zakurzonej szafy, o których nikt nigdy nie słyszał i nie widział na oczy, tylko Królowa Śniegu jest znanym motywem. Jeżeli przychodzi się do teatru zobaczyć Królową Śniegu, to myślę, że dzieci przychodzą zobaczyć z jednej strony bajkę, a z drugiej jak oni to zrobili, jak wygląda ta królowa. Troszeczkę tak na około opowiadam o tym, ale z teatrem to jest tak, że często niektórym się wydaje, że teatr lalek zatrzymał się 30-40 lat temu, że tutaj aktorzy schowani są za parawanami i grają lalkami na patykach, czyli kukłami. No niestety tak nie jest. W teatrze, tak jak w życiu normalnym zresztą, jest jakaś moda. Teraz moda jest taka, że w większości naszych przedstawień wykorzystuje się projekcie, jest pokazany aktor, który jest animatorem lalki, który ją ożywia. To interesuje dzieci. Nie będziemy się chować za parawanami i gadać jak 40-50 lat temu, bo to wyszło po prostu z mody, to przeszłość. Myślę, że teatr też musi iść z duchem czasu, dlatego chociażby, żeby osoby korzystające z dobrodziejstw techniki, jak np. z Internetu, z filmów itd., chciały tu po prostu przychodzić. Musimy się naginać do rzeczywistości.
- Jest Pan cierpliwy?
Seweryn Mrożkiewicz: Hm, chyba nie. A właściwie – zależy. Czasami się denerwuję.
- Pytam w kontekście tego, jak Pan wytrzymuje z krzyczącymi dziećmi, które np. zaczęły się nudzić w trakcie trwania sztuki. Nie miał Pan ochoty nigdy zejść ze sceny, podejść i uspokoić takiego dzieciaka?
Seweryn Mrożkiewicz: Łaa, to trudne pytanie (chwila zastanowienia). Czasami jest ciężko, ale nigdy nie myślałem o tym w kontekście tego, żeby interweniować, bo tutaj są jednak osoby w teatrze, które zajmują się tym w trakcie przedstawienia. Jeżeli dzieci się nudzą, to wydaje mi się, że jest to w pewnym sensie wina albo spektaklu, który jest źle skonstruowany, że nie jest w stanie zainteresować i wciągnąć dzieci, albo po prostu aktorów, że akurat w tym danym dniu mają słabszą kondycję, no i nie są w stanie zainteresować publiki tym, co się dzieje. Ciężko jest tak naprawdę obarczyć widza, który przychodzi do teatru, wybiera dany spektakl i oczekuje czegoś fajnego. Jeżeli widz się nudzi, to znaczy, że jego oczekiwania nie zostały po prostu spełnione. Najprościej powiedzieć: a, głupi widz. Ale to chyba jednak nie w ten sposób działa.
- Największa Pana wpadka na scenie w trakcie trwania spektaklu?
Seweryn Mrożkiewicz: Raz miałem taką sytuację, ale to jeszcze w teatrze w Bielsku Białej, gdzie grałem. Pękły mi na scenie spodnie na tyłku. Ze starości, zużyły się po prostu. I to był problem, bo jak tu dotrzeć do końca spektaklu tak, żeby nie było widać majtek? (śmiech)
- Zagrał już Pan życiową rolę?
Seweryn Mrożkiewicz: Nie, ja cały czas czekam na życiową rolę. Teraz, po czterdziestce, życiowe role same do mnie przychodzą, są to tzw. dyrektorskie role – wchodzę na początku i na końcu bajki, a przez cały czas siedzę w garderobie i piję herbatę (śmiech). Żartuje oczywiście. Nasz zespół w Teatrze Lalki i Aktora jest dość młodym zespołem, plasuję się gdzieś pod koniec średniej wiekowej teatralnej, także... No, śmiejąc się, to można powiedzieć, że niedługo przyjdzie kreska na matyska i będę grał Dziadów tutaj w Teatrze.
- A czuje się Pan już spełniony?
Seweryn Mrożkiewicz: Nie. Jakbym czuł się spełniony, to poszedłbym po prostu na emeryturę, czy na rentę i nie musiałbym już tu pracować. Wszystko przede mną.
Dziękuję za rozmowę.