-Wałbrzyszanie mieli w Galerii Victoria okazję poznać Pana z zupełnie innej strony- okazało się, że wbrew pozorom Piotr Cyrwus to nie ojciec Maćka i Bożenki, a znakomity kucharz i bardzo barwna osobowość. Lubi Pan zaskakiwać? Często spotyka się Pan z rozczarowaniem wśród widzów, że Rysiek nie do końca jest Ryśkiem?
Od dawna już nie jestem Ryśkiem z „Klanu”, a właściwie nigdy nim nie byłem- grałem rolę Ryszarda Lubicza przez czternaście lat i chyba na tyle dobrze go grałem, że ludzie uwierzyli, że nim jestem. Przyjechałem do Wałbrzycha w ramach swojej promocji, mogę się tutaj pochwalić tym, że potrafię gotować (pokazałem trochę kuchni góralskiej, trochę francuskiej).
-Wiemy już, jak doskonale radzi sobie Pan w kuchni. A jakie inne pasje mógłby Pan uznać za najważniejsze? Co wyjątkowego robi Pan na co dzień?
Gotowanie już coraz mniej- jem już trochę mniej, nie mam dla kogo gotować, więc ta pasja schodzi już na drugi plan, wolę od czasu do czasu iść zjeść do jakiejś restauracji niż gotować, ale kiedyś zajmowało mi to bardzo dużo czasu i pasjonowało mnie. W tej chwili bardziej mnie zajmuje sport: narty, tenis. To są moje pasje. Czytanie książek- to też bardzo lubię!
-A aktorstwo? Jakie miejsce zajmuje w Pana życiu? Czy jest to tradycyjnie rozumiana praca, fach, czy także pasja, która niezmiennie kształtuje bieg życia?
Chciałbym, żeby to była praca, bo bez pracy nie ma kołaczy i za to też bierze się wynagrodzenie. Więc jest to praca, jest to zawód, ale myślę, że bardzo specyficzny, dlatego że tej pracy nie zamykamy po ośmiu godzinach, tylko bez przerwy gdzieś z nią chodzimy, z tymi swoimi postaciami. I w dzień i w nocy. Można się nawet w tym zatracić.
-Prywatnie jest Pan mężem i ojcem trójki dzieci. Jak udaje się pogodzić życie rodzinne z pracą? Czy Pańska rodzina uczestniczy w jakiś sposób w Pana życiu zawodowym, wspiera Pana, doradza?
Usiłuję pogodzić od dwudziestu siedmiu lat moje ojcostwo i małżeństwo z pracą. Czy ja wiem, czy to jest coś szczególnego? Może jest to szczególne, dlatego że my pracujemy na emocjach, często musimy te emocje z siebie wydobywać i nasi partnerze, czy dzieci nie zawsze to rozumieją. Ale coraz częściej mi się udaje i chcę, żeby tak było, żebym umiał rozgraniczyć te dwie rzeczy- pracę od mojego życia. Ja pamiętam, że w każdym związku, żeby go utrzymać, trzeba na niego pracować, bo to nie jest tak, że się zakochujemy i, jak się teraz potocznie mówi, będziemy szczęśliwi, szczęśliwi, szczęśliwi. Nie ma czegoś takiego- to jest ciężka praca.
-Jakie jest obecnie Pana największe marzenie? Pytam o taki realny życiowy cel, bo będąc dojrzałym, spełnionym mężczyzną pewnie stawia się sobie już nie tylko takie małe, czasowe cele, ale też dąży do czegoś konkretnego, poszukuje.
Myślę, że moim największym marzeniem jest moja rodzina, żebyśmy się rozumieli i byli jak najczęściej razem, żebyśmy sobie dobrze żyli.
-A co uznałby Pan za swój najbardziej znaczący sukces? Czy byłaby to jakaś filmowa rola, narodziny dzieci, czy może ta popularność, którą osiągnął Pan wśród polskich widzów?
Sukcesem jest to, że już tyle lat pracuję w tym zawodzie- to jest mój największy sukces. To, że mam rodzinę również jest moim sukcesem.
-Zapytam jeszcze w imieniu wałbrzyskiej publiczności, czy możemy liczyć na kolejne odwiedziny w naszym mieście? Może znowu podzieli się Pan z wałbrzyszanami swoim zapałem do gotowania i poczęstuje autorskimi przysmakami?
Zawsze powtarzam w telewizji, że gwiazdy zajmują się różnymi sprawami, ale mam nadzieję, że przyjadę do Wałbrzycha z moimi spektaklami, może będę gościł w waszym teatrze, bo bardziej wolałbym się popisać moim fachem niż moim gotowaniem. Będąc teraz w Wałbrzychu miałem okazję przekonać się, że nie jest tu, tak jak czasem pisze prasa, czy pokazuje telewizja- to nie jest zapomniane miasto, super ludzie, widzę, że bardzo dobrze sobie radzą i są otwarci. Cieszę się, że tu jestem i mam nadzieję, że kiedyś jeszcze uda mi się podzielić z wałbrzyszanami nie tylko moją kuchnią, ale też talentem.
-Będziemy czekać. Dziękuję za rozmowę.
Dziękuję bardzo.