LIST OTWARTY DO PANA WŁADYSŁAWA FRASYNIUKA
Szanowny Panie,
jeszcze kilka lat temu spotkałem Pana w jednym ze sklepów wrocławskich i z wielką satysfakcją poprosiłem Pana o możliwość uściśnięcia Pańskiej dłoni. Nigdy nie miałem okazji zbyt angażować się czynnie w polityczną działalność, ale byłem ŻARLIWYM amatorem Solidarności i takim samym admiratorem jej szermierzy, do których Pan też przecież należał. Pod koniec lat osiemdziesiątych, kiedy po raz pierwszy słyszałem teorię o „Bolku”, trzaskałem drzwiami i nie rozmawiałem z jej propagatorami, a Oriana Fallaci, która pierwsza ujawniła mizerię intelektualną i moralną Lecha Wałęsy, była dla mnie jednym z głównych wrogów. W latach dziewięćdziesiątych, kiedy taka podejrzana persona jak Roman Giertych opluwała – dla mnie wówczas prawie świętego – Jacka Kuronia, byłem gotów publicznie spoliczkować Giertycha.
Ale to już jest przeszłość, Panie Frasyniuk! Ja dziś reprezentuję pokolenie milionów POLAKÓW OSZUKANYCH, OŚMIESZONYCH. Czuję się trochę jak ci nieszczęśni klienci Amber Gold. Cała Wasza impreza III RP to jeden wielki Amber Gold.
Pan dzisiaj należy do zwykłych rozrabiaków politycznych, „łobuzów historii” (to cytat z wiersza Zbigniewa Herberta, tego, który nazwał Pana mistrza – Adama Michnika – „człowiekiem złej woli”), należy Pan do politycznych, rozhisteryzowanych bankrutów. Kiedy policjanci wynosili Pana z antyreligijnej manify, to wyglądało dokładnie tak, jakby Pan dostał nokaut od demokracji, czyż nie?
I jeszcze jedno: ktoś z Pana fanów nazwał Pana niedawno petardą opozycji. Na miłość boską! W polityce nie trzeba petard, trzeba rozumu, wiedzy, wykształcenia! Niech Pan spojrzy na osiągnięcia polityczne prezydenta-elektryka albo pół-magistra Aleksandra Kwaśniewskiego albo Martina Schulza, legitymującego się podstawowym wykształceniem!!!
Pamięta Pan pojedynek Kmicica i Wołodyjowskiego? Przed jego finałem Kmicic wypowiedział słynne słowa, wszyscy je znamy. Trzeba je Panu przypominać?
Dr hab. Sławomir Bobowski, prof. UWr.