Tym razem do uszkodzenia doszło. Policja zrobiła co do niej należy. Kierowca złożył dokumenty w Zarządzie Dróg i Komunikacji w Wałbrzychu wnioskując o odszkodowanie. Zarządca swoją winę uznał. Wydawało się, że wszystko jest kwestią kilku dni.
Rzeczoznawca z firmy ubezpieczeniowej orzekł, że potrzebna jest ekspertyza zawieszenia i kół z lewej strony. Wykonanie takich czynności nie powinno trwać dłużej niż jeden dzień. W autoryzowanym serwisie, najstarszej marki produkowanej taśmowo, trwało osiem dni. Okazało się bowiem, że niezbędne urządzenie diagnostyczne jest w firmie zepsute. Skorzystano z pomocy firmy ze Świdnicy, dokąd auto pojechało na własnych kołach, bez zgody właściciela i z narażeniem na dalsze uszkodzenia.
Przy odbiorze samochodu poinformowano właściciela, że w przedmiocie zażądanej ekspertyzy wszystko jest w porządku. Na drodze okazało się jednak, że jest inaczej. Samochód po prostu „ściągało” w prawo. Likwidator szkód z firmy ubezpieczeniowej poradził zwrot auta do serwisu w celu poprawnego wykonania usługi. Pojazd diagnozowano jeszcze raz, tym razem w Wałbrzychu. Trwało to kolejne kilka dni. 18 marca nasz czytelnik otrzymał auto zastępcze, a jego samochód zaś stoi do dzisiaj w serwisie.
Zgadzamy się oczywiście, że sprawa nie jest sensacyjna. Jednak na co dzień życia nie komplikują nam seryjni mordercy, ale niesolidność, cwaniactwo, bylejakość. Pozostaje nam – klientom - nie poddawać się hipnotycznej mocy certyfikatów wiszących na ścianach i dochodzić swoich praw choćby w instytucjach konsumenckich.
