Już sobie wyobraziłem, jak w mgnieniu oka znikają z wałbrzyskich ulic, placów, trawników oraz parków, zeszłoroczne liście, śmieci, różnokolorowe psie ekskrementy i piasek z "akcji zima", wszystko liczone na tony... Ale niestety moje i zapewne wielu mieszkańców miasta marzenia pękły jak mydlana bańka.
Szybko i rzeczowo wyjaśnił mi to oficer prasowy wałbrzyskiego aresztu - kapitan Piotr Pietruszka. Okazuje się niestety, że wałbrzyski areszt nie ma wydzielonego oddziału dla więźniów odsiadujących wyroki, a tylko tacy mogliby wychodzić i świadczyć pracę na zewnątrz. W wałbrzyskim areszcie, jak mówią niektórzy "na Słowaka", przetrzymywani są tylko tymczasowo aresztowani, czyli "siedzący do sprawy". Oni wychodzić za mur, nawet w tak szczytnym celu jak sprzątanie miasta, nie mogą. Po pierwsze dlatego, że mogliby mataczyć, po drugie muszą być do stałej dyspozycji organów nadzorujących i wreszcie po trzecie, cóż, wolność, szczególnie wiosną, kusi... Co prawda obowiązuje domniemanie niewinności ale stara prawda głosi, że za kratami siedzą wyłącznie niewinni.
Dlatego pozostaje nam, świadomym obywatelom, zakasanie rękawów i posprzątanie własnego obejścia. Resztą zajmą się służby miejskie. I chwała im za to.