Piątek, 22 listopada
Imieniny: Marka, Stefana
Czytających: 5035
Zalogowanych: 1
Niezalogowany
Rejestracja | Zaloguj

Wałbrzych: Rycerze i plutokracja

Poniedziałek, 29 stycznia 2024, 6:45
Aktualizacja: 9:00
Autor: Jerzy Jacek Pilchowski
Wałbrzych: Rycerze i plutokracja
Fot. red
Jerzy Jacek Pilchowski napisał tekst o panującej teraz "modzie" na Hochbergów.

W średniowieczu, najwyżej na społecznej drabinie stali rycerze. W oparciu o królewskie nadania, sprawowali władze militarną i administracyjną na powierzonym im terenie. Upraszczając, szeregowy rycerz był wójtem, baron komendantem zamku, hrabia starostą, a książę wojewodą. Funkcje te dziedziczyli często członkowie tej samej rodziny i z upływem czasu stały się one arystokratycznymi tytułami. Wiązało się to też z rozwojem heraldyki. Do pierwotnego godła (znak rodu) dodano rycerski hełm oraz koronę która wskazywała rangę danego rodu. Rycerze mieli prawo nosić w herbie pięciopałkową koronę, baronowie siedmiopałkową, hrabiowie dziewięciopałkową, a książęta mitrę czyli koronę zamkniętą
- czterodzielną.

Średniowiecze to epoka w której trwały niekończące się wojny. Na wezwanie króla szlachta czyli ludzie „koronowani” musieli, wraz z odpowiednio licznym oddziałem, brać w nich udział. Walcząc w pierwszym szeregu. To właśnie jest podstawą rycerskiego etosu. Rycerz musiał być uczciwym i sprawiedliwym panem dla podległych sobie ludzi. Tylko taki rycerz mógł liczyć na to, że jego poddani będą mu w czasie walki dzielnie pomagać. W wieku XVI i XVII, broń palna zmieniła pola bitew. Arystokraci coraz rzadziej uczestniczyli osobiście w walce, a ich zamki przebudowano na pałace.

Bardzo bogata arystokracja przekształcała się po prostu w pozbawioną tożsamości narodowej plutokrację i podstawową formą egzystencji stały się dla nich imprezy towarzyskie w trakcie których snuli różne intrygi i spiski. Ważną częścią wyposażenia pałaców stały się wtedy pokojówki. Pełniły rolę materaca dla Jaśnie Pana i jego gości oraz udzielały „korepetycji” młodym paniczom. Innym aspektem pałacowego życia były małżeństwa transakcyjne. W cenie były młode i ładne kobiety z utytułowanych rodów. Ich zadaniem było dostarczenie potomków którzy poniosą dalej rodowe nazwisko Jaśnie Pana. Tego rodzaju niewolnice seksualne nie widziały oczywiście zbyt wielu powodów do wstrzemięźliwości.

Tworzyło sytuację w której rodowe gniazda bogatych rodów zamieniały się w „wesołe miasteczka”. Symbolem tego okresu jest Luwr który w czasach Ludwika XIV był po prostu wielkim burdelem. Okres ten opisano w licznych pamiętnikach i listach. Szczególne miejsce w tego rodzaju literaturze zajmują wspomnienia markiza de Sade. I nie jest przypadkiem, że od jego nazwiska weszło do europejskich słowników słowo sadyzm.

Ma to swoje współczesne następstwa. Członkowie wielkich rodów najczęściej nie pozwalają na otwieranie grobowców swoich oficjalnych przodków, aby można było pobrać próbki do badań genetycznych. Ryzyko, że hrabia lub książę okaże się potomkiem lokaja lub ogrodnika, jest zbyt duże.

Dobrym przykładem takiego rodu są Hochbergowie. Ostatni właściciel Zamku Książ (Hans Heinrich XV) o obowiązku „wyprodukowania” potomków pomyślał dopiero gdy miał 30 lat. W tym celu, kupił sobie Daisy czyli dziewczynę pochodzącą ze zbiedniałej angielskiej arystokracji. Daisy miała temperament i razem z Hansem Heinrichem (?) dorobiła się trzech synów. Księciu znudziła się jednak dość szybko „baletująca” żona. Doszło do rozwodu i zastąpiła ją hiszpańska markiza. Ona też miała temperament i została kochanką, a następnie żoną, jego najstarszego syna. W roku 1935, Hans Heinrich pozwolił Daisy wrócić do Zamku Książ w charakterze rezydentki. Chyba kierowała nim litość gdyż ekstrawagancki styl życia doprowadził ją prawie pod drzwi przytułku dla bezdomnych. Daisy opisała to wszystko ale oczywiście w zawoalowany sposób.

Z polskiego punktu widzenia, ciekawe są losy jej średniego syna Aleksandra. Jako młody człowiek wstąpił do narodowo-socjalistycznych klubu dla homoseksualistów i sadystów. Czyli do SA. W miarę upływu czasu, SA psuło jednak coraz bardziej reputację Hitlera jako wodza męskich Aryjczyków. W roku 1934, „rycerski zakon” czyli SS, otrzymał polecenie aby zarżnąć kierownictwo SA. Aleksander miał szczęście. Ostrzeżono go chyba i zdążył uciec do Polski gdzie, jako książę Pszczyński, prowadził dalej wesołe życie. Nie trwało to długo. Nadszedł rok 1939. Groziła mu mobilizacja do polskiego wojska więc uciekł do Anglii. W czasie wojny, Anglicy skierowali go do pracy w sztabie generała Sikorskiego. Następnie do sztabu korpusu generała Andersa. Formalnie był tłumaczem, mniej formalnie był chyba „uchem”.

To nie koniec. Po wojnie, już jako „Anglik”, starał się otrzymać odszkodowanie za utracone dobra pszczyńskie. Ale cofnijmy się trochę w czasie. W hitlerowskich Niemczech, balon z napisem „Dumny ród Hochbergów” przekłuty został w roku 1939. Hitlerowcy nie zwracali bowiem uwagi na arystokratyczne tytuły. Uważali, że wszyscy Niemcy mają obowiązek wspierać Rzeszę. Zrobili więc Hochbergom audyt i okazało się, że są oni zwykłymi oszustami podatkowymi. Zarekwirowano ich majątki, łącznie z Zamkiem Książ. Sprowadziło to Hochbergów do pozycji finansowej porównywalnej z przeciętnymi sklepikarzami. A księżna Daisy musiała przeprowadzić się do Wałbrzycha. Do wilii koło pałacu Czettritzów. Obiady jadała pewnie na eleganckiej porcelanie ale składały się z tego co raczyli dać jej litościwi sąsiedzi. Zmarła w roku 1944. Niedobitki Hochbergów mieszkają teraz w Monachium i zaliczają się do niemieckiej klasy średniej.

Wiele lat temu, pan Mateusz Mykytyszyn (lokalny dziennikarz) wpadł na pomysł zorganizowania Fundacji Księżnej Daisy von Pless. Z biznesowego punktu widzenia był to dobry pomysł. Ułatwiło to przetłumaczenie i wydanie jej pamiętników oraz produkcję różnych „książęcych” gadżetów które można było sprzedawać odwiedzającym Zamek Książ turystom. Lansowanie księżnej Daisy jako „świętej patronki Wałbrzycha” zaczęło jednak nabierać śmiesznych rozmiarów. Hochbergowie zaczęli do Wałbrzycha przyjeżdżać jako atrakcja na imprezy towarzyskie lokalnych biznesmenów i samorządowców. Można to rozumieć. Ludzie bez przeszłości, konkretnie z przeszłością o które wstyd jest mówić, lubią być poklepywani po plecach przez ludzi utytułowanych. Stopniowo, było jednak coraz gorzej i doszło do stanu, w którym szkoła otrzymuje imię księżnej Daisy i prowadzi się w szkołach akcję w stylu „Bądź jak Daisy”. Rodzi to pytanie jakie mają być w przyszłości polskie dziewczynki. Czy chcemy wychować je tak aby celem i sensem ich życia było: Sprzedać się bogatemu facetowi i puszczać się przy byle okazji? A chłopcy? Chyba chce się z nich ulepić kandydatów na folksdojczy?

W związanych z tym wszystkim, w internetowych polemikach, zostałem kiedyś zapytany; A kto twoim zdaniem mógł by księżną Daisy zastąpić? Odpowiedziałem bez namysłu: Śp. Marta Gąsiorowska. Marta była nauczycielką (polonistką) w I LO i wychowała wielu ludzi. Zarówno w szkole jak również w wałbrzyskiej Solidarności. Trudno ją przecenić. Uczyła nas szacunku dla naszej polskiej kultury i tradycji. To nie wszystko. Można z łatwością wymienić wiele innych osób którzy dobrze się nam wszystkim przysłużyły.

No cóż. Faktem jest, że historyczne nazwiska przyciągają uwagę. Do tego powyżej, można więc dodać Czartoryskich. Księżna Izabela Czartoryska odwiedzała Wałbrzych, a Kazimierz Czartoryski pracował przez kilka lat w stadzie przy Zamku Książ. Był instruktorem jazdy konnej. Gdyby go poprosić to z pewnością zgodził by się na spotkania z młodzieżą aby opowiadać o historii własnego rodu. Tym samym o naszej polskiej historii. I nie jest przypadkiem, że napisałem Kazimierz Czartoryski zamiast Kazimierz książę Czartoryski. Lubię go i szanuję, i niczego nie chcę mu odebrać. Zwracam tylko uwagę na to, że w odrodzonej Polsce, w konstytucji marcowej (1921), napisano: Rzeczpospolita Polska nie uznaje przywilejów stanowych, herbów i tytułów rodowych.

Nie oznaczało to jednak, że polska szlachta została zdegradowana. Oznaczało to, że wszyscy Polacy zostali nobilitowani i są teraz szlachetnie urodzeni. Każdy polski obywatel ma więc prawo powiedzieć: Moim herbem jest Orzeł Biały w koronie która symbolizuje suwerenność i niepodległość. Niestety, w PRL-u zdjęto z naszego wspólnego herbu koronę. Zamieniając nas w parobków. Odzyskaliśmy ją jednak i czas najwyższy abyśmy przestali się niezdrowo podniecać w obecności niemieckich plutokratów.

Twoja reakcja na artykuł?

38
72%
Cieszy
3
6%
Hahaha
3
6%
Nudzi
3
6%
Smuci
5
9%
Złości
1
2%
Przeraża

Ogłoszenia

Czytaj również

Copyright © 2002-2024 Highlander's Group