Po bardzo ciekawym, piątkowym spotkaniu z gimnazjalistami z Niemiec, którzy opowiadali o idei samopomocy, po sobotnim rockowym koncercie tychże młodzieńców, przyszła kolej na coś, co w przeważającej części nie trzymało oczekiwanego poziomu.
Zapowiadało się ciekawie. Trzy wykłady na tematy fundamentalne: życie i jego ochrona, małżeństwo, rodzina, międzyludzka solidarność, humanitaryzm, etyka, eutanazja.
Pierwsze wystąpienie w wykonaniu Jacka Stróżyńskiego dotyczyło instytucji małżeństwa i miało postać bezpłciowego odczytu z kartki różnych danych statystycznych, głównie spoza Polski, które prelegent próbował wzmocnić przypuszczeniami, co do przyszłości małżeństwa i rodziny. Przykro to mówić, ale takie „produkcje” niczego nie wnoszą, nie zachęcają do dyskusji, kto wie czy nie szkodzą.
Następnie głos zabrał Marek Karolczak, który przez kilkadziesiąt minut mówił o tym, że hospicjum to też życie. Pożalił się, co prawda, na Narodowy Fundusz Ochrony Zdrowia i Ministerstwo Zdrowia, które, jego zdaniem, ludzi starych i chorych traktują jak zbędny balast. Nie tylko żałują nowoczesnych metod leczenia, ale też nie wspierają opieki paliatywnej. Jednak przez większość czasu mówił o hospicjum. Zarysował obraz czegoś, o czym każdy wie, ale nawet nie dopuszcza do siebie myśli, że jego też może to spotkać. Spokojnie i z dużym oratorskim talentem mówił o swojej i całego zespołu pracy, o związanych z tym, pozostawiających trwały ślad, przeżyciach. Jednocześnie bił z tej opowieści niesamowity optymizm, wiara, że będzie dobrze. No i wreszcie skromność, charakterystyczna dla ludzi wielkich duchem. Pan Marek powiedział w pewnym momencie: „jestem tylko pielęgniarzem”. Zachęcał też do wolontariatu, szczególnie ludzi doświadczonych, którzy często mają czas i stosowną wiedzę.
Wiceprezydent Piotr Sosiński mówił o ochronie życia ludzkiego w świetle prawa i bioetyki. Trudno dyskutować z poglądami zawartymi w krótkim wywodzie, w którym naukową argumentację ograniczono do minimum. Zapewne stało się tak z braku czasu. Było już po godzinie 16.00.
Gdy wychodziliśmy, bez mała 25 osób, przy drzwiach stał już woźny z wielkim kluczem od drzwi Magistratu.