Były senator skupił się na dwóch sprawach: zakończeniu postępowania w prokuraturze szczecińskiej i zwolnieniu go z pracy w Ratuszu.
Przypomnijmy, że po uzyskaniu mandatu senatora w 2005, a następnie 2007 roku, senator Ludwiczuk, sprawujący funkcję zastępcy prezydenta Wałbrzycha przebywał na urlopie bezpłatnym.
- Już w sierpniu tego roku, wiedząc, że nie będę startować do parlamentu, poinformowałem prezydenta Szełemeja o swojej chęci powrotu do Urzędu Miasta i pracy na rzecz samorządu. We wrześniu złożyłem w tej sprawie stosowne pisma. W październiku w Ratuszu został zmieniony schemat organizacyjny i zamiast trzech, pozostał jeden zastępca prezydenta. Nie chcę domniemywać, że była to reakcja na moją chęć powrotu do pracy. 5 grudnia stawiłem się w pracy, ale otrzymałem wypowiedzenie. Zwróciłem się w tej sprawie do kancelarii adwokackiej, która po przeanalizowaniu wszystkich dokumentów uznała, że umowa została wypowiedziana niezgodnie z prawem. Dzisiaj sprawa została skierowana do Sądu Pracy. Jest mi przykro, bo myślałem, że moje sześcioletnie doświadczenie parlamentarne będzie wykorzystane na rzecz Wałbrzycha – mówił Roman Ludwiczuk.
Dodał także, że chodzi mu jedynie o przestrzeganie prawa, które w Polsce obowiązuje i obowiązuje wszystkich, bez względu na to, jaki mają status zawodowy.
– Uważam, że rozwiązując ze mną umowę, Urząd Miasta świadomie złamał prawo – zakończył ten wątek Roman Ludwiczuk.
W sprawie nagranej rozmowy z Longinem Rosiakiem, Roman Ludwiczuk ma mieszane uczucia.
- Umorzenie postępowania w Prokuraturze Okręgowej w Szczecinie dowodzi, że nie składałem Longinowi Rosiakowi żadnej propozycji korupcyjnej. I z tego jestem zadowolony. Szkoda tylko, że postępowanie trwało okrągły rok. Przez ten czas bardzo mocno ucierpiała na tym moja rodzina. Nauczyłem się też jednej rzeczy. Nie liczą się żadne standardy, nie ma zasad, koleżeństwa i przyjaźni. Na każdym kroku trzeba oglądać się za siebie. Smuci mnie także fakt, że niektóre media, także wałbrzyskie, wydały na mnie wyrok, zanim wypowiedziały się w tej sprawie instytucje do tego powołane. Przypomnę tylko, że rozmowa między mną i Longinem Rosiakiem była całkowicie prywatna. W niektórych krajach nagranie i opublikowanie takiej rozmowy jest karalne. Być może również w Polsce nadszedł czas na taką inicjatywę parlamentarną - podsumował Roman Ludwiczuk.
Na pytanie o swoje dalsze plany zawodowe odparł, że do czasu rozstrzygnięcia sprawy w Sądzie Pracy nie konkretyzuje swoich dalszych planów. Przyznał jednak, że będzie chciał pracować w instytucjach samorządowych.