Dlaczego? Problemem był dojazd z towarem. Nagle zabrakło miejsca na wyładunek i wszystko stanęło jakby w miejscu. Przyzwyczajeni do stanu rzeczy przedsiębiorcy zostali postawieni pod ścianą. Ich pretensje, ale przede wszystkim zdziwienie, że ktoś nawet nie zapytał o zdanie, było duże. Temat, który odbił się szerokim echem wśród mieszkańców dzielnicy, wrócił gdy przyszła kolei wypracowania kompromisu. Jak dzisiaj wygląda sytuacja? Płot nadal istnieje. Nikt nawet nie zamierza go likwidować. Przedsiębiorcy wciąż borykają się z trudnościami, ale ze względu na zapisy prawne w aktach notarialnych właścicieli lokali, ci muszą mieć zapewnioną służebność dojazdową i drogową. I tu zaczynają się schody. Właściciel przychodni postąpił zgodnie z prawem. Według jego informacji służebność, o której wcześniej mowa, nie miała być z działki, której jest właścicielem. Argumenty pana Roberta Śliwy też mają dużą wagę. Często bowiem zdarzało się, że w miejscu dla karetki stał samochód dostawczy. Władze Spółdzielni Mieszkaniowej "Podzamcze" rozumieją argumenty właściciela przychodni. Rozumieją też problemy mieszkańców czy w końcu samych przedsiębiorców. Trwają obecnie prace nad technicznym uskutecznieniem służebności komunikacyjnej przez zamknięty teren.