Artur Wylandowski, szef Biura Promocji Miasta, rwie włosy z głowy.
- Praktycznie zostajemy bez pieniędzy na kreowanie dobrego wizerunku miasta – ubolewa.
W 2010 roku zapisano dla promocji 870 tys. zł. Z tego ponad 100 tys. trzeba wydać na obowiązkowe ogłoszenia o przetargach. 200 tys. zł jest zablokowane na rzecz wniosku do Regionalnego Programu Operacyjnego o dotację na promocję turystyki aktywnej i tras MTB. Zostaje marne 200 tys. zł, z którymi nie wiadomo co robić.
- Trzeba będzie się zastanowić, kogo zaprosić na Dni Wałbrzycha, czy organizować Letnią Serenadę, czy wydawać foldery na targi turystyczne. Uważam, że opozycja postąpiła wbrew woli mieszkańców – mówi Wylandowski.
Samorządy zwyczajowo przeznaczają na promocję swoich miejscowości pół procenta rocznego budżetu. W Wałbrzychu byłaby to kwota 1.800 tys. zł.
- Zaplanowaliśmy połowę tej kwoty, a dla opozycji było to jeszcze za dużo. Ich decyzja jest kuriozalna – czytamy w oświadczeniu prezydenta Piotra Kruczowskiego.
Opozycja zamierza przeznaczyć odzyskane pieniądze m.in. na remont boiska na Podzamczu, badania mammograficzne dla kobiet, wystawę wałbrzyskiej porcelany, zalegającej obecnie w muzealnych magazynach, a także na pokrycie zadłużenia Galerii Sztuki BWA za czynsz w zamku Książ.
- Uważamy, że dotychczasowa promocja Wałbrzycha była nieskuteczna, choć wydawano na to duże pieniądze. Znowu trafiliśmy do niechlubnej czołówki najbrzydszych miast – wyjaśnia Paweł Szpur, radny z klubu Wałbrzyskiej Wspólnoty Samorządowej.
Opozycjoniści deklarują, że jeśli zajdzie taka potrzeba, poprą wnioski o zmiany w budżecie, aby zagwarantować pieniądze na określone projekty.
- Przesunięcia w budżecie oznaczają zabranie komuś przyznanych wcześniej funduszy – twierdzi Artur Wylandowski. - Nie musi tak być. Przewidujemy oszczędności na inwestycjach, które zwykle są przeszacowane, i w końcowym efekcie kosztują dużo mniej – ripostuje Paweł Szpur.