Scroodge, znakomicie wykreowany przez Jerzego Gronowskiego, uważa święta Bożego Narodzenia za “głupstwo”, okazję do lenistwa i nicnierobienia, a uroczyste posiłki za niepotrzebną fanaberię. Dlatego odmawia swojemu siostrzeńcowi, który konsekwentnie, co roku ponawia zaproszenia na świąteczny obiad. Nie daje jałmużny biednym, bo uważa ich za darmozjadów, a pracownikowi każe odrobić parę chwil wolnego czasu, który łaskawie pozwala poświęcić rodzinie.
W tej szczególnej atmosferze, wśród padających płatków śniegu, pojawia się u Scroodge'a duch zmarłego wspólnika. W tym momencie realizatorzy sięgnęli po nowoczesne technologie, umiejętnie budując nastrój grozy. Duch pojawia się na ekranie, budząc niekłamany strach, zarówno widowni, jak i Scroodge'a. Duch wspólnika ostrzega, że na tym nie koniec koszmaru, bo w kolejce do niego stoją następne zjawy, oburzone jego ziemskim postępowaniem.
Jak nietrudno odgadnąć, działania duchów odnoszą zaplanowany skutek, a widownia z upodobaniem obserwuje, jak butny dotąd Ebenezer Scroodge zmienia się w potulnego baranka. Jest to jednak zamiana budząca nadzieję, bo wydaje się, że ten do niedawna skąpiec, zrozumiał niestosowność swojego dotychczasowego życia.
W przedstawieniu Ewy Piotrowskiej jest miejsce dla nieznośnego Scroodge'a, ale też dla ubogiej, lecz szczęśliwej rodziny jego pracownika, a także grona najbliższych jego siostrzeńca. Są piękne kostiumy, pomysłowa scenografia i pogodna, świąteczna piosenka na zakończenie. To spektakl zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych.