Od samego rana studentki politologii czekały na chętnych, którzy chcieliby napisać list wsparcia do jednej z osób, których prawa zostały złamane. Niestety, mimo rozesłanych zaproszeń w tym jak i ubiegłym roku, władze naszego miasta z miernym skutkiem zaangażowały się w akcję. Pozostali udowodnili, że żeby pomóc wystarczą dobre chęci. Nie są to puste słowa, bowiem po ogólnoświatowej akcji przeprowadzonej rok temu, właśnie dzięki listom pisanym podczas Maratonu, władze zwolniły Mutabar Tadżibajewe z Uzbekistanu, która spędziła 900 dni na „wyspie tortur”. Jak sama mówi w wywiadach udzielonych prasie, listy te pozwoliły jej przetrwać, w najtrudniejszych chwilach dodając otuchy i nadziei.
- Listów jest na pewno mniej niż w zeszłym roku. Piszący pytają najczęściej o konkretne przypadki, kto jest w najtrudniejszej sytuacji i komu najpilniej trzeba pomóc – tłumaczy Karolina Stech, studentka II roku politologii. - Większość osób do akcji podchodzi bardzo poważnie znając ją z poprzednich lat – dodaje. - Dziennie wpływało mniej więcej około 20 listów, nie możemy na razie otworzyć skrzynki, żeby sprawdzić, jaka jest ich dokładna ilość, ale jeśli ich będzie 100 to i tak będziemy zadowoleni – tłumaczy Małgorzata Franczak, koordynatorka akcji na uczelni.
– Nie chodzi o ilość, ale bardziej o aspekt edukacyjny, zaangażowanie studentów w akcję, projekcje filmów o tematyce związanej z łamaniem praw człowieka. Generalnie społeczeństwo coraz mniej obchodzi los innych ludzi, stąd też dzisiejsza frekwencja osób publicznych - dodaje.
Podczas Maratonu można było obejrzeć filmy ukazujące przykłady łamana praw człowieka oraz posłuchać nowego zespołu muzycznego działającego w PWSZ, złożonego ze studentów pierwszego roku politologii, którzy - zdaniem studentów - zaprezentowali się znakomicie.