-Muszę przyznać, że wybrana przez Panią ścieżka jest raczej nietypowa. Skąd pomysł, aby pracować w muzeum?
- Los mnie pchnął. Jestem zielonogórzanką. Mieszkałam z rodzicami w Krośnie Odrzańskim. Tam chodziłam do szkoły, do liceum. Kiedy musiałam zdecydować, co dalej, pomyślałam, że wybiorę szkołę, w której będę mogła realizować swoje pasje - Państwowe Studium Kulturalno-Oświatowe i Bibliotekarskie we Wrocławiu. Wybrałam wydział kulturalno-oświatowy. Zdałam egzaminy i znalazłam się we Wrocławiu. Później zaczęłam pracować w hotelu robotniczym – jako instruktor. Byłam odpowiedzialna za organizację zajęć dla osób, które tam mieszkały. To było zderzenie ze światem, którego wcześniej nie znałam. Ale – mimo wszystko - byłam zadowolona.
-Jaki był zatem powód Pani rezygnacji z ukochanego Wrocławia i przyjazdu do Wałbrzycha?
- Poznałam męża, on pochodził z Wałbrzycha. Pobraliśmy się i urodziła się córka. Mąż wyjechał do pracy – właśnie do Wałbrzycha, byliśmy w rozłące. Niedługo później padła propozycja, żeby zamienić mieszkanie i w 1987 roku przeprowadziliśmy się razem. Kiedy przyjechałam - byłam przerażona. We Wrocławiu zostawiłam przyjaciół, znajomych, pracę... Ale teraz czuję się z Wałbrzychem związana. Miasto pięknieje, jest zupełnie inne. Podoba mi się.
-A muzeum, jak Pani tu trafiła?
- Tę pasję zaszczepił we mnie dyrektor Muzeum Sztuki Medalierskiej we Wrocławiu. Prowadziłam tam sekretariat i byłam kadrową. Ale długo marzyłam o pracy w dziale naukowo-oświatowym. I kiedy przyjechałam tutaj - akurat był wolny etat. Udało się.
-Nie żałuje Pani swoich wyborów?
- Nie. Tu znalazłam swoje miejsce. Wszystkim się wydaje, że to taka spokojna praca. Ale w dziale naukowo-oświatowym cały czas się coś dzieje. Wychodzimy na zewnątrz, mamy kontakt ze szkołami, ze zwiedzającymi... Rzadko się obecnie mówi, że ktoś pracuje z sercem do pracy. Teraz są inne priorytety. A ja cieszę się, że mam taką szansę.
Co jest dla Pani ważne – w życiu, w codzienności?
- Cały czas coś odkrywam. Poznaję wspaniałych ludzi, są dla mnie bardzo ważni. Ale niezbadane są nasze wyroki – nie wiemy, z kim się spotkamy, z kim się zaprzyjaźnimy. Częściowo jestem już spełniona, a czy los da mi coś jeszcze, czas pokaże.
Czy jest takie miejsce, gdzie regeneruje Pani siły, odpoczywa, nabiera dystansu?
- Park Sobieskiego. Mieszkam blisko. Tam chodziłam z córką na sanki – z wnukiem na spacery, a później również na sanki. Lubię tam pójść – usiąść i poczytać poezję lub książkę. To jest miejsce – pełne rodzinnych sentymentów, gdzie mogę się wyciszyć.
-Niewątpliwie mogłabym powiedzieć, że jest Pani kobietą wielu pasji. Wielbicielka poezji, miłośniczka tańca… Czego jeszcze nie wiemy?
- Kocham koty. Mam dachowca. W ogóle kocham zwierzęta. Wcześniej zbierałam filiżanki, ale kiedyś wszystkie regały zostały wypełnione i pomyślałam: „Ile jeszcze mogę zbierać?”. Taniec natomiast zawsze był moją pasją. Od dzieciństwa, od zatańczenia krakowiaka w przedszkolu. Przewijałam się przez różne zespoły. Pierwszy był Zespół Pieśni i Tańca w Krośnie - zasiliłam grupę baletową. Później Lubuski Zespół Pieśni i Tańca oraz Zespół Pieśni i Tańca „Wrocław”. Poza tym - kiedy kończyłam studia – musiałam mieć specjalizację - wybrałam specjalizację instruktorów choreografii w Katowicach. Jestem jednak nieczynnym choreografem, ale bardzo chętnie chodzę na koncerty Zespołu Pieśni i Tańca „Wałbrzych”. A poezja… Ta pasja narodziła się już po przeprowadzce do Wałbrzycha. Padł nawet pomysł organizacji wieczorów poetyckich w Muzeum - raz w miesiącu, cykliczne prezentacje. Nieco później utworzyła się grupa „Errato”, która chciała pomagać przy tych działaniach.
-Tomik „On i ja” był spełnieniem marzeń?
- Raczej przypadkiem. To proste teksty. Wiersze, które mówią o prawdziwych uczuciach. Postanowiłam je wydać. Znam pana Jarka Michalaka i jego akty – poprosiłam go, aby je udostępnił. Musieliśmy dopasować akt do wiersza. To było trudne. Ale to był mój debiut.
-I pamiętna promocja…
- Promocja odbyła się w Ogrodach Pałacu Albertich. Pogoda była przepiękna. Panie dostały propozycję przybycia w kapeluszach. Z opinii wynika, że to był trafny pomysł.
-Jaką ma Pani wizję własnej przyszłości?
- Chciałabym nadal pracować i łączyć to z moją pasją. Nie widzę siebie na emeryturze. Co ja mogę robić... Jestem kobietą działania. Boję się szarej codzienności. Ale… może zostanę w tym muzeum już do końca moich dni?
- Tego zatem – w imieniu swoim i redakcji – życzę.