Piątek, 22 listopada
Imieniny: Marka, Stefana
Czytających: 5858
Zalogowanych: 1
Niezalogowany
Rejestracja | Zaloguj

Wałbrzych: I chciałaby, i boi się...

Niedziela, 1 lipca 2012, 20:21
Aktualizacja: 20:30
Autor: Alicja Śliwa
Wałbrzych: I chciałaby, i boi się...
Fot. Wydawnictwo Znak
Czasem także dorośli potrzebują bajek i chwili wytchnienia od problemów dnia codziennego. Kto chce zapomnieć na moment o własnych kłopotach i przenieść się do krainy, gdzie ludzie są wyłącznie piękni i dobrzy, powinien sięgnąć po książkę „Alibi na szczęście” Anny Ficner–Ogonowskiej.

Na okładce widzimy ładną kobietę z zamkniętymi oczami, rozkoszującą się zapewne aromatem herbaty. W tle widać spokojne morze. Estetyka prawie jak z reklamy. Do tego jeszcze zachęta ze strony Danuty Stenki, kojarzonej najbardziej z rolą Judyty, bohaterki książki Katarzyny Grocholi. Pojawia się także słowo od Artura Żmijewskiego, jej kolegi z planu filmu „Nigdy w życiu!” i męski ideał z kobiecych fantazji. To już naprowadza nas na trop, czego możemy oczekiwać od tej powieści. Wszyscy cynicy i szydercy mogą więc sobie od razu dać spokój i zająć się raczej czytaniem dzieł swoich ulubionych filozofów, bo tutaj nie znajdą nic dla siebie.

Hania, główna bohaterka książki jest kobietą, która kryje w sobie tajemnicę. Mimo że spotyka na swojej drodze Mikołaja, mężczyznę przystojnego i inteligentnego, nie potrafi cieszyć się ze szczęścia, jakie jej się przytrafiło. My nie możemy się na nią za bardzo denerwować, bo co nieco już podejrzewamy. Napięcie rośnie ze strony na stronę, ale chyba jednak w pewnym momencie mamy już dość tych tajemnic, ciągłych rozmyślań i dylematów. W każdym serialu pojawia się prędzej czy później nieśmiertelny tekst: „Musimy porozmawiać”. Tutaj niestety czeka nas ponad 600 stron, aby dowiedzieć się całej prawdy o tragedii Hani i w końcu rozwikłać tę zagadkę. Jak to dobrze że Mikołaj jest tak cierpliwy i wyrozumiały!

Mniej zrozumienia dla całej sytuacji ma najlepsza przyjaciółka Hani – Dominika. Postać denerwująca, obcesowa i wścibska. Wypowiada się kategorycznym tonem i często wręcz wrzeszczy. Nie wytrzymałabym ani chwili z taką osobą. Zapewne została skonstruowana na zasadzie przeciwieństwa do subtelnej Hani, ale mnie wydaje się wyjątkowo okropna. Nie dodaje wcale niezbędnego humoru i dowcipu niezbędnego w takich historiach.

Również wszystkie przypadkowe zbiegi okoliczności, powiązania między bohaterami i zapętlenia akcji są mało przekonujące. Jeden z bohaterów rzuca w pewnym momencie nawet: „Mamy gotowy scenariusz wenezuelskiego tasiemca. Tylko usiąść i pisać!”. Autorka puściła więc do nas oko i dała znać, że doskonale zdaje sobie sprawę z tych nieprawdopodobieństw. A my albo przyjmiemy tę konwencję, albo sobie odpuścimy dalszą lekturę.

„Alibi na szczęście” (ten tytuł jest błędem językowym, jak informuje Dominikę skrupulatna polonistka Hania) ofiaruje nadzieję, że nic się nie kończy, daje wiarę, że wszystko jeszcze może się zmienić oraz przynosi obietnicę miłości, która uskrzydla i odpędza smutki. Kto ma ochotę na ciepłą i wzruszającą opowieść, na pewno się nie zawiedzie. We wrześniu natomiast będzie miał szansę sięgnąć po dalszą część historii Hani. Kolejne tajemnice czekają...

Anna Ficner-Ogonowska, Alibi na szczęście, Znak 2012

Ogłoszenia

Czytaj również

Copyright © 2002-2024 Highlander's Group