W ubiegłym tygodniu było już groźnie. NSZZ Solidarność regionu wałbrzyskiego zwołała konferencję prasową, na której były omawiane nie najłatwiejsze kontakty z zarządem Takaty, obawa przed grą na zwłokę, a w rezultacie – brakiem jakichkolwiek rekompensat, które – co by nie mówić – obowiązkowe nie są. Takata zamyka bramy 31 sierpnia, do tej pory produkcja musi iść normalnie. Jakiekolwiek zakłócenia w tym momencie, byłyby dla firmy wysoce niekorzystne. - Ale zmienił się klimat naszych rozmów, które wreszcie wyglądają tak, jak powinny wyglądać negocjacje. W końcu zostaliśmy potraktowani jak poważny partner, bo na początku, to była przepychanka – podkreśla szef zakładowej Solidarności, Janusz Kowalski.
Związkowcom zależało, aby zarząd odpowiedział na propozycję, przygotowaną przez komisję zakładową. Najmłodsi pracownicy ze stażem do dwóch lat mieliby otrzymać odszkodowanie w wysokości 10 tys .zł, starsi – 4 tys. zł za rok. - Ale dopiero pod koniec ubiegłego tygodnia, rozmowy zaczęły wyglądać jak prawdziwe negocjacje. Padła propozycja ze strony zarządu, nieco niższa niż nasza, ale i tak jesteśmy z tych rokowań zadowoleni – mówi Kowalski.
Zdaniem związkowców, rozmowy są na finiszu. Niewykluczone, że już w najbliższych dniach zostanie podpisane porozumienie w sprawie rekompensat. - Umowy o pracę wygasną 31 sierpnia, potem trzeba będzie rozpocząć starania o nowe zajęcie. Wiem, że sporo osób już rozpoczęło składanie dokumentów w różnych miejscach. Ale w tej chwili priorytetem jest ustalenia warunków dżentelmeńskiego rozstania z Takatą, potem będziemy myśleć co dalej – dodaje szef Solidarności.