Przyczyną takiego posunięcia sądu partyjnego był rozdźwięk między wałbrzyskimi strukturami SLD a władzami krajowymi, dotyczący osoby kandydata na prezydenta Wałbrzycha. Najpierw władze powiatowe, a potem wojewódzkie podjęły decyzję, że kandydatem SLD będzie Dariusz Lenda. Jednak w Warszawie odwołano tę nominację na rzecz poparcia niezależnego kandydata, Mirosława Lubińskiego.
W wywiadzie dla jednej z lokalnych telewizji Dariusz Lenda ostro skrytykował decyzję władz partii z przewodniczącym Grzegorzem Napieralskim na czele. Swoje rozczarowanie wyraził także we wtorek. W rozmowie z dziennikarzami mówił: - Czuję się oszukany przez Grzegorza Napieralskiego. Nie jestem przecież samozwańczym kandydatem, ale zgodnie ze statutem SLD, wybranym przez władze miejskie, powiatowe i wojewódzkie partii. Będę chciał doprowadzić do usunięcia z partii Marka Dyducha, który już kiedyś spowodował, że Mirosław Lubiński został zastąpiony przez Stanisława Kuźniara. Wówczas Mirek się poddał. Ja się nie poddaję. Za trzy lata znowu będą wybory prezydenckie i znowu przyjedzie Dyduch i będzie chciał rozdawać karty. Jako członek SLD nie zgadzam się na to – zakończył Dariusz Lenda.
Sprawy potoczyły się jednak inaczej. To Dariusz Lenda nie jest już członkiem SLD. Co prawda, we wtorek zapowiedział, że jeżeli zostanie wyrzucony, to zaraz zapisze się ponownie, ale nie będzie to takie proste. Statut SLD przewiduje karencję dla usuniętych członków partii.