Przyszłoroczny budżet gminy Wałbrzych wzbudził niemałe emocje, zwłaszcza, że rok 2010 to rok wyborów samorządowych. Nie zabrakło więc oskarżeń pod adresem obecnych władz miasta o chęć zyskania poklasku mieszkańców, kosztem finansowego ryzyka.
- Będziemy zadłużeni na ok. 57 mln zł, z czego 36 mln nie ma pokrycia w dochodach. Zaczniemy wiele inwestycji, ale boję się, że nie będzie ich za co skończyć, bo nikt nam nie udzieli kredytu. To jest klasyczny budżet wyborczy – twierdzi opozycyjna radna Alicja Rosiak
- Wykazujemy kwoty jako deficyt, ale zostanie on pokryty przyznanymi dotacjami z Unii Europejskiej, których na razie nie możemy w budżecie uwzględniać – wyjaśnia prezydent Piotr Kruczkowski.
Opozycji udało się wprowadzić poprawki do budżetu, ujmując z promocji, dodając do kultury, zdrowia i małej infrastruktury. Prezydent określił zmiany jako kuriozalne.
- Praktycznie zlikwidowano promocję miasta. Opozycja nie chce, aby Wałbrzych dynamicznie się rozwijał – grzmi w specjalnym oświadczeniu Piotr Kruczkowski.
- To nieprawda – odpiera zarzuty Paweł Szpur.
Jak się okazuje, lewica i Wałbrzyska Wspólnota Samorządowa chcą przeznaczyć “przesunięte” pieniądze na wystawę wałbrzyskiej porcelany, hospicjum, mammografie dla kobiet oraz nowe przystanki.
Tymczasem starosta powiatu wałbrzyskiego, Augustyn Skrętkowicz podkreśla, że budżet powiatu z pewnością nie jest wyborczy, natomiast oparty na mądrym gospodarowaniu pieniędzmi.
- Jak obejmowaliśmy urząd, deficyt wynosił 19 mln zł. W przyszłym roku będziemy mieć nadwyżkę. Niewielką, ale zawsze to nadwyżka, a nie deficyt – mówi samorządowiec. Ile by się dyskusji nie toczyło, uchwalone budżety będą weryfikowane przez życie. Przepisy pozwalają wprowadzać do nich poprawki, z czego włodarze skwapliwie korzystają.