Oto, co Bogusław Wołoszański napisał na ten temat na swojej stronie internetowej:
„Złoty pociąg”? Naprawdę?
Przez cały czas zauroczenia skarbem odpowiadałem dziennikarzom, którzy do mnie dzwonili zapraszając do studia telewizyjnego/radiowego, albo prosząc o wypowiedź dla prasy: „Nie, dziękuję”. Dlaczego?
Doskonale wiem, jak bardzo dziennikarskie relacje mogą zniekształcać rzeczywistość, a one były jedynym źródłem wiedzy o rzekomym znalezisku. A w nich nic mi się nie składało.
Czytałem o 300 tonach złota! Skąd, na boga taki zapas złota w upadającej III Rzeszy?! A skąd na Dolnym Śląsku sztaby złota? Z banku we Wrocławiu? Złoto przechowywano tylko w banku centralnym, a z Reichsbanku w Berlinie zostało wywiezione do kopalni w Merkers, gdzie znaleźli je żołnierze amerykańscy.
A pociąg pancerny w podziemnym tunelu?
W Muzeum Kolejnictwa można obejrzeć niemiecki pociąg pancerny z (bodajże) 1943 roku. A właściwie jego część, gdyż zazwyczaj była to o wiele większa bojowa maszyna, w której opancerzona lokomotywa (lub lokomotywy) pchała platformę z zapasowymi szynami i podkładami, ciągnęła wagon artyleryjski, wagon desantowy dla piechoty, wagon dla pojazdów, koniecznych do prowadzenia zwiadu w pobliskim terenie. Była tam też pancerna drezyna (zwykle przystosowany do jazdy po szynach samochód pancerny).
Taki pociąg, opancerzony, uzbrojony w armaty, karabiny maszynowe, działka przeciwlotnicze był nadzwyczaj groźny. Dowódca, który podjąłby decyzję o wycofaniu tak cennej broni z walki zostałby rozstrzelany. A w dodatku, jak czytałem, na platformach tego pociągu mają być działa samobieżne. Czyżby niemieccy dowódcy i ich chcieli się pozbyć?
I skąd ta wiedza? Czyżby z dokumentów? Na wszelki wypadek osoba, która tym papierom dała wiarę uwierzyła powinna zapoznać się z historią dzienników Hitlera kupionych w latach 1981-83 przez redakcję tygodnika Stern za ponad 9 mln marek. Ich autentyczność potwierdziło kilku wybitnych znawców, ale pomylili się. Dzienniki napisał fałszerz. Ot i było głupio.
Nie słyszałem, żeby jakieś naukowe autorytety potwierdzały znalezienie pociągu, a wątpliwości – wiele.
Jak skład „złotego pociągu” można było dostrzec na obrazie georadaru? A dlaczego nie użyto magnetometru? Pociąg pancerny, o działach samobieżnych nie wspominając, to tak duża masa stali, że za pomocą tej techniki łatwo zostały namierzony.
Widziałem z jaką prędkością wiertnia wbijała się w grunt koło tzw. Muchołapki. Wydrążenie otworu w 70-cio metrowej warstwie skał, pod którą jest tunel z pociągiem mogłoby zająć kilka, może kilkanaście godzin. A potem wystarczałoby wpuścić kamerę i moglibyśmy zobaczyć ten złoty pociąg.
Wszystkie odnalezione po wojnie skarby ukrywano tak, aby w miarę łatwo je wydobyć. Tak było w Merkers, gdzie złoto i dzieła sztuki złożono w kopalnianej sztolni, a wejście zamurowano cegłami. Liczne skarby odnalezione na terenie Austrii spoczywały w skrytkach na zboczu góry. A wystarczało odgarnąć warstwę ziemi i ponieść drewnianą klapę. Kto by chował je do tunelu, wypełniał minami i zawalał tonami skał, których usunięcie wymagałoby wielotygodniowej pracy ciężkiego sprzętu? A jak najpierw rozbroić miny, żeby nie eksplodowały w łopacie koparki?
Spotkałem kiedyś na Dolnym Śląsku radiestetę, który za pomocą różdżki wykrył dwanaście foteli ze złota. Nie ujawnię, gdzie je wykrył, bo znowu się zacznie.
A tak naprawdę chciałbym bardzo, żeby ten pociąg istniał i żeby go odnaleziono. Byłoby to piękne znalezisko dla Muzeum Kolejnictwa, a samobieżne działa dla Muzeum Wojska Polskiego, czego obydwu muzeum z całego serca życzę.
Tyle, że pytany przeze mnie jeden z eksploratorów odpowiedział krótko: „to już czwarty pociąg odkryty na Dolnym Śląsku. Ostatni znaleziono w górze Sobiesz, a jeden z ministrów nawet podpisał ze znalazcami umowę”…
www.woloszanski.com