Wtorek, 12 listopada
Imieniny: Renaty, Witolda
Czytających: 5036
Zalogowanych: 2
Niezalogowany
Rejestracja | Zaloguj

Wałbrzych: Ania Wyszkoni – nie obrażam się na swoje przeboje

Środa, 5 maja 2010, 15:33
Aktualizacja: 15:40
Autor: Dominika Krawczyk
Wałbrzych: Ania Wyszkoni – nie obrażam się na swoje przeboje
Ania Wyszkoni
Fot. Dominika Krawczyk
Anna Wyszkoni to artystka nietuzinkowa. Skromna dziewczyna z małej wsi, której udało się zrobić ogólnopolską karierę, mimo sukcesu wciąż zachowuje pokorę. Mówi, że dla niej bardziej od rozgłosu liczą się ludzie, jej fani, o których naprawdę dba. W wywiadzie, jakiego udzieliła naszemu portalowi, zdradza, że najważniejszym mężczyzną w jej życiu jest.... syn Tobiasz.

- Ile razy śpiewała już Pani „Narcyza"?

Ania Wyszkoni: Nie wiem, nie liczę (śmiech). Przede wszystkim muszę powiedzieć, że „Narcyz", „Agnieszka" to są takie utwory, które w moim solowym koncercie pojawiły się po raz pierwszy. Ponieważ stwierdziłam, że to są takie piosenki, których nie może brakować na koncercie, na którym śpiewam. Jestem z nimi kojarzona i są to przeboje, które ludzie uwielbiają. Nie obrażam się na swoje przeboje. Cieszę się, że tak wiele osiągnęłam z zespołem Łzy i odważnie sięgam także po te utwory z moim zespołem. Gramy je z wielką przyjemnością. Nie zastanawiam się ile razy. Patrzę na reakcję ludzi i to jest dla mnie ważne. Jak się śpiewa piosenkę, którą ludzie lubią i którą chcą słuchać, to naprawdę nie ma to najmniejszego znaczenia.

- Pytam dlatego, że większość artystów śpiewa swoje stare piosenki z pewnym znudzeniem, oddając mikrofon publiczności. Pani, wykonuje je tak, jakby wciąż robiła to po raz pierwszy.

Ania Wyszkoni: To jest to o czym mówię. Niektórzy się obrażają na swoje piosenki, własne przeboje. Ja tego nie rozumiem bo „Agnieszka" była przełomowym utworem. „Oczy szeroko zamknięte" zaśpiewałam w innej wersji, bo uważam, że to jest taki utwór, w którym stwierdziłam, że mogę sobie pozwolić na coś takiego. Natomiast „Agnieszkę" od wielu lat śpiewamy w tej samej wersji, z tymi rzężącymi gitarami, z tą energią. Tak musi być, bo ludzie to kochają, a jak widzi się taką reakcję ludzi, to ta energia wraca. Tworzy się jakby takie zamknięte koło. Jeśli jest pozytywna energia na scenie, ludzie się dobrze bawią. Jeśli się ludzie dobrze bawią, to ta energia znowu wraca na scenę. Musi być radośnie i energetycznie, a ja te piosenki kocham.

- Za Panią długa droga kariery od festiwalu w Wyszkowie, potem „Szansa na sukces”, Opole. Jak taka młoda dziewczyna odnalazła się w show businessie?

Ania Wyszkoni: Ja nigdy nie traktowałam mojej przygody ze sceną w kategoriach sukcesu. Chciałam śpiewać dla publiczności, która zechce mnie słuchać. Uzyskać efekt, żeby ludzi pod sceną było coraz więcej. To mi się udało. Nie należę do osób, które skupiają się na całej otoczce, żeby pojawić się na okładkach wszystkich gazet, na tym żeby wymyślić kolejny skandal, żeby tylko o mnie pisali. Skupiam się na tym, co myślę, że jest najistotniejsze. Na tym, żeby tworzyć dobre utwory, a reakcje publiczności zdają się to potwierdzać. Poza tym ja też chce dać ludziom coś więcej niż tylko muzykę, światło, show. To musi być pasja, miłość do muzyki. Po 14 latach wciąż ją w sobie mam. Z tego się cieszę i to pielęgnuję.

- Jakie są Pani obecne relacje z mediami, bo swego czasu nie były one najlepsze?

Ania Wyszkoni: Nie wiem czy były one złe. Teraz z perspektywy czasu, inaczej to widzę. Kiedyś media faktycznie nie przepadały za Łzami i my odbieraliśmy to jako odrzucenie. Myślę, że wynikało to z tego, że byliśmy młodym, zbuntowanym zespołem, typowo studenckim, typowo dla ludzi, mniej dla mediów. Z biegiem czasu, jak dojrzewaliśmy, te relacje się zmieniały i w tej chwili po solowej płycie są one bardzo dobre i nie mam żadnych problemów. Jednak na dobre relacje też trzeba sobie zapracować, bo ja nie mówię, że pisze o mnie każda gazeta. To jest inna relacja, ale mówię np. o „przyjaźni" pomiędzy artystą a fotoreporterem. Ja zawsze do tych ludzi, którzy robią zdjęcia, staram się uśmiechać, bo wiem, że oni wykonują tylko swoją pracę. Staram się być dla ludzi sympatyczna, a to wraca. Jeśli jesteś miły dla kogoś, to ten ktoś będzie miły dla ciebie. Pracuję cały czas na to, żeby być coraz lepszą nie tylko na scenie, ale również w całej tej otoczce. Tą brudną robotę zostawiam menadżerowi i skupiam się na tym, żeby być artystką, a nie celebrytką.

- W poprzednich wywiadach mówiła Pani, że do solowej płyty należy dojrzeć. Płyta już jest. Czym różni się obecnie Ania Wyszkoni od tej Ani z Łez?

Ania Wyszkoni: Cały czas dojrzewam i nawet śpiewając we Łzach przez 13 lat przechodziłam przez bardzo różne etapy. To wszystko odzwierciedlało się w moim wizerunku. Najpierw byłam bardziej zbuntowana. Chodziłam tylko na czarno, później nagle zrobiłam się delikatną kobietą w takich dziwnych zwiewnych sukniach. Później pojawiła się taka bardzo energetyczna Ania Wyszkoni i tą Anią jestem do tej pory. Natomiast praktycznie cały czas dojrzewam i się zmieniam. Ludziom trzeba cały czas pokazywać inne odsłony siebie, żeby ich przyciągać, żeby nie poczuli znudzenia, żeby wciąż chcieli słuchać i przychodzić na koncerty. Ta płyta solowa bardzo różni się od płyt Łez, ponieważ wszystkie piosenki wybierałam sama i do mnie należało ostatnie słowo. Cała ta płyta została zrobiona według mojej wizji, według tego, co chciałam osiągnąć. Nie musiałam iść na kompromis, szukać złotego środka. Ja absolutnie nie odcinam się od tego co robiłam ze Łzami i co robię nadal. Chciałam pokazać ludziom, że jest we mnie dużo energii, pomysłów, których nie mogłam zrealizować ze Łzami, ponieważ mamy już jakiś wyznaczony kierunek no i postanowiłam nagrać swoją solową płytę. Dojrzewałam do niej faktycznie długo, bo pomysł pojawił się dużo wcześniej, ale stwierdziłam, że nikt mnie nie goni. Chcę dać ludziom coś naprawdę dobrego. Każda piosenka, która pojawiła się na tej płycie była takim utworem do którego byłam przekonana w 100%. Chciałam płytę dobrą, z dobrymi tekstami i zaprosiłam do współpracy mnóstwo wspaniałych ludzi. To są bardzo osobiste piosenki, a ta solowa płyta była ogromnym doświadczeniem, dlatego bardzo osobiście traktuję każdy utwór.

- Czy ciężko jest pogodzić życie rodzinne z ciągłym koncertowaniem?

Ania Wyszkoni: Nie jest ciężko, gdy zachowuje się pewien umiar, bo ja oczywiście mogłabym teraz pędzić za karierą i skupić się tylko na tym, ale to nie jest dla mnie najważniejsze. Najważniejszy dla mnie jest mój syn, rodzinny spokój, kącik do którego zawsze mogę wrócić, w którym są ludzie, którzy będą mnie wspierać bez względu na wszystko. Mam szczęście, że wokół siebie mam takich ludzi i mogę realizować się jako matka, jako partnerka i wokalistka. Zawdzięczam to ludziom, którzy ze mną są.

- Jak zmieniło się Pani życie po pierwszej ciąży? Jak na Pani twórczość wpłynął synek Tobiasz?

Ania Wyszkoni: Zmieniło się diametralnie. Myślę, że każda kobieta, która urodziła dziecko powie to samo. Pojawia się w życiu ktoś taki, kto jest pępkiem świata. Mój syn jest taką osobą. Jest dla mnie wyjątkowy. Wiem, że dla niego byłabym w stanie rzucić wszystko, gdybym musiała, a na szczęście nie muszę tego robić. Dojrzałam chyba tak naprawdę z dnia na dzień. Dojrzałam, czułam się bardziej pewna siebie, bardziej odważna, bo wiedziałam, że jest osoba dla której muszę walczyć, za którą jestem odpowiedzialna. To mnie dużo nauczyło.

- Jest Pani bardzo zaangażowaną mamą. Bierze Pani udział w wielu akcjach charytatywnych m.in. „Kocham. Nie biję". Dlaczego jest to takie ważne?

Ania Wyszkoni: Bo jeśli zmieni życie choćby jednego dziecka, to ma sens. „Kocham. Nie biję” to była duża akcja, mająca wsparcie rozgłośni radiowych, reklamowana na billboardach. Istnieją też takie drobiazgi, choćby niezwykle ważne momenty, jak odwiedziny w szpitalu, spotkanie po koncercie z fanami. Często są też ludzie na wózkach inwalidzkich, którzy przyjeżdżają. Dla tych ludzi są to tak niewiarygodne chwile, że kiedy się widzi uśmiech takiego dziecka, ciężko chorego, to czuję się że się zrobiło coś naprawdę dobrego. Bardzo często odwiedzam ludzi i jeśli tylko mogę to pomagam. To niesamowite, że swoją muzyką, swoją pasją i zwykłą obecnością, można dać tyle ludziom.

- Wystąpiła Pani w reklamówce akcji „Kocham. Nie biję". Co powiedziałaby Pani temu ojcu, który się tam pojawia?

Ania Wyszkoni: To jest tak, że tego tematu nie da się ugryźć tak szybko i powiedzieć o nim bardzo krótko, bo to jest bardzo rozległy problem. Naprawdę dowiedziałam się tylu rzeczy, podczas całej tej akcji, te wszystkie spotkania z policjantami i z organizatorem tego przedsięwzięcia pokazały mi jak wiele osób potrzebuje pomocy. Myślę, że ta akcja miała ludziom uświadomić, że to wszystko dzieje się wokół nas. Trzeba na to zwracać uwagę, bo niestety często jest tak, że ludzi agresywnych trudno jest zmienić. Ja bym bardziej zwróciła uwagę na hasło „Kocham i reaguję". Jeśli widzimy przemoc, to trzeba reagować, zadzwonić, pomóc temu dziecku. To są trudne decyzje, bo wiemy, że wpływamy wtedy na czyjeś życie, ale powinniśmy jednak się nad tym zastanowić i reagować na przemoc.

- Ostatnio pojawiła się plotka, że jest Pani w ciąży...

Ania Wyszkoni: Nie jestem w ciąży, zostaję na scenie. Myślę, że decyzja o drugiej ciąży, wiąże się z tym, żeby jednak trochę zwolnić tempo. Nie wykluczam tego, bo chciałabym mieć kolejne dziecko, ale nie teraz. Natomiast ta plotka wzięła się generalnie stąd, że narzeczony powiedział w wywiadzie taką śmieszną rzecz, że moja solowa płyta to jest takie nasze muzyczne dziecko, a już wkrótce, będzie takie inne dziecko. Mamy je w planach, ale póki co jeszcze nie teraz. Jak będę w ciąży to obwieszczę to i nie będę robiła z tego wielkiego szumu, ale nie będę też tego ukrywać.

- Po Pani ostatnim koncercie w Wałbrzychu wiele osób mówiło, że to był jeden z najlepszych koncertów w 9 Fali. Co Pani chciałaby powiedzieć fanom?

Ania Wyszkoni: Była to dla mnie bardzo ważna noc, ponieważ po pierwsze grałam tutaj kiedyś ze Łzami i ambicjonalnie traktowałam ten koncert, bo chciałam ludziom pokazać, że solowo to będzie również dobry poziom. Zupełnie niedawno zmieniłam troszkę skład mojego zespołu i był to nasz pierwszy koncert w nowym składzie. Cały czas ta solowa płyta jest dla mnie świeża i może ta energia jest inna. Cieszę się, że organizator po koncercie przyszedł i zamówił sobie już kolejny termin. Mam nadzieję, że 12 lutego 2011 roku znów się spotkamy.

- Dziękuję za rozmowę.

Ogłoszenia

Czytaj również

Copyright © 2002-2024 Highlander's Group