Wałbrzyski Markot działa od 2001 roku. Oferta Markotu jest skierowana do osób bezdomnych, wykluczonych i zagrożonych wykluczeniem społecznym. Nikogo nie dyskwalifikuje ani wiek ani płeć. Schronienie znajdują tu zarówno ludzie starsi jak i matki z małymi dziećmi.
Obecnie stowarzyszenie dysponuje 50 miejscami, ale w okresie zimowym chętnych na zamieszkanie w Markocie było znacznie więcej.
- Tegoroczna długa i sroga zima spowodowała, że przebywało u nas 65 osób – mówi Anna Jankowska, pracownik administracyjny Markotu. – Teraz, gdy nadeszła wiosna, coraz więcej osób opuszcza nasze szeregi.
Nie ma co ukrywać, że sporo osób, które tu trafiają, to ludzie pochodzący z patologicznych środowisk, mający problemy z nadużywaniem alkoholu lub narkotyków. Teraz, kiedy za oknami temperatury są coraz wyższe, część z tych osób woli koczować w altanach ogrodowych lub na klatkach schodowych niż poddać się kryteriom przyjęcia przez Markot. A głównym kryterium jest trzeźwość. Niektórzy nie są w stanie poddać się takiemu rygorowi i wybierają własną ścieżkę. Dlatego właśnie w okresie letnim przebywa tutaj 30-35 osób.
W wałbrzyskim Markocie znajdują schronieni ludzie w bardzo różnym wieku. Są tu osoby po 20 roku życia, przed którymi, wydawać by się mogło, świat stoi otworem. Tymczasem mają oni już za sobą pobyty w podobnych ośrodkach i przyszłość nie rysuje się przed nimi w różowych barwach.
- Spora grupa osób przebywających w naszym ośrodku czeka na mieszkania socjalne – mówi Anna Jankowska. – W momencie, kiedy otrzymają te lokale, opuszczą nasz ośrodek.
Dom dla bezdomnych przy ulicy Moniuszki, należący do stowarzyszenia Monar-Markot, utrzymuje się głównie dzięki dotacjom i darowiznom. Trafiają tu osoby, których pobyt akceptują ośrodki pomocy społecznej. Dzienna stawka, jaką otrzymuje Markot od poszczególnych ośrodków pomocy społecznej (płaci za pobyt ten ośrodek pomocy społecznej w zależności od tego, gdzie dana osoba miała ostatni meldunek) wynosi zaledwie 20 zł. Za 600 zł miesięcznie niezwykle ciężko jest utrzymać dorosłego człowieka. A trzeba wiedzieć, że wałbrzyski Markot zapewnia 3 posiłki dziennie, środki czystości, ubrania.
- Zawieramy z naszymi podopiecznymi 3-miesięczne kontrakty – mówi Anna Jankowska. – Przyglądamy się jak wykonują swoje obowiązki. Smutne jest to, że najczęściej po tych 3 miesiącach osoby te powracają do starych nawyków i nie podejmują pracy. W ośrodku są obecnie 2 osoby mające zatrudnienie poza Markotem.
W ramach kontaktu mężczyźni wykonują w Markocie drobne prace remontowe, a kobiety gotują, sprzątają. Obecnie najmłodsza osoba przebywająca w wałbrzyskim Markocie ma 22 lata, a najstarszym jest 88-letni mężczyzna. Warunkiem, jaki trzeba spełnić, by zostać przyjętym do tego domu, jest oprócz trzeźwości to, że osoba chcąca tu być, musi być sprawna fizycznie, bowiem Markot nie ma pielęgniarek ani wolontariuszy, którzy mogliby pomagać w takich sytuacjach.
- Zatrudnionych mamy 3 pracowników. Czasem ludzie przekazują nam ubrania czy meble, ale na wielką pomoc raczej nie mamy co liczyć – mówi Anna Jankowska. – Większość naszych podopiecznych nie utrzymuje kontaktów z rodzinami. Pochodzą oni z różnych części Polski. Prowadzimy z nimi terapię i projekt wychodzenia z bezdomności, ale nie jest to zadanie łatwe.
Dzień Ludzi Bezdomnych
Nieformalne polskie święto obchodzone 14 kwietnia, którego istnienie zainicjował twórca stowarzyszenia Monar i Ruchu Wychodzenia z Bezdomności Markot - Marek Kotański. Święto to jest obchodzone poprzez organizowanie rozmaitych akcji pomocy ludziom bezdomnym oraz akcje informacyjne, mające zwrócić uwagę całego społeczeństwa na problemy ludzi bezdomnych.
Pierwsza edycja Dnia Ludzi Bezdomnych miała miejsce 14 kwietnia 1996 roku. Pomysłodawcą ustanowienia Dnia Ludzi Bezdomnych był Krzysztof Cybruch, wieloletni szef zespołu promocji i obsługi merytorycznej przewodniczącego Monaru, nieformalny rzecznik prasowy Marka Kotańskiego. Krzysztof Cybruch był także kanclerzem kapituły honorowego tytułu "Przyjaciel Ludzi Bezdomnych", wyróżnienia, którego formułę opracował.