Wystąpiło dwadzieścia pięć zespołów, ale nie jesteśmy w stanie przypisać ich do konkretnego odłamu muzyki gotyckiej. Nasze zainteresowanie tym nurtem muzycznym zeszło wraz z Tomaszem Beksińskim, niewątpliwym znawcą tematu.
Na miejscu okazało się, że bez względu na to czy to dark wave, goth metal, death rock czy dark folk byli to po prostu młodzi ludzie, którzy traktują festiwal jako wakacyjną przygodę lub po prostu szukają swojego miejsca w społeczeństwie.
Mimo że dominowała czerń, festiwal był bardzo kolorowy - autentyczny pokaz mody gotyckiej. Różnobarwne fryzury i fantazyjne nakrycia głowy, mnóstwo kolczyków, kolorowe pończochy, szminki od jaskrawej czerwieni rodem „spod latarni’ po absolutną czerń, kolorowe parasolki, makijaże, piętnastocentymetrowe koturny, okulary spawacza i budzące dreszcze soczewki kontaktowe.
Z tego wszystkiego zajrzeliśmy do „branżowego” sklepu internetowego. Okazało się, że muzyka gotycka i okolice to całkiem dobry interes. Spece od marketingu zadbali o wszystkie szczegóły. Każdy got może zaspokoić własną próżność i dobrać stosowny strój organizacyjny. Przebiera się w setkach kolczyków, koszulek, spodni, sygnetów. Nie odpuszczono także bieliźnie. Na Castle Party nie wypada iść w gaciach w kratkę czy majteczkach z namalowaną krówką. Obowiązują bokserki lub stringi z jakimś mrocznym motywem lub przynajmniej dyskretną nazwą gotyckiej kapeli.
W niedzielę zagrało osiem zespołów. Kulminacją festiwalu był występ grupy Behemoth, którego liderem jest Adam Darski, pseudonim Nergal. Muzyk nie był sam. Towarzyszyła mu narzeczona - Dorota Rabczewska, pseudonim Doda. Ubrana była na czarno, ale jakoś nie pasowała do otoczenia. Pokazała się na chwilę wśród ludu, otoczona ochroniarzami, ale nie wzbudziła większego zainteresowania. W każdym razie nie było pisków, gwizdów i nikt nie napierał, by pobyć bliżej albo zdobyć autograf.
Ważne, że międzynarodowa publiczność dostała to, na co czekała przez cały rok i po co przyjechała, często z bardzo daleka.